środa, 19 listopada 2014

DZIEWIĘTNAŚCIE

POMOC

* NIALL *

Minęło może z trzy dni, a ja mam wrażenie, że nie widziałem jej wieczność. Lidia to fajna laska ale nie aż tak. Dużo Aniołów się nią interesuje, ale akurat nie ja. Tak jak obiecałem tak zrobiłem. Opiekuję się nią. Staram się być wyrozumiały, jeżeli w ogóle w moim przypadku to jest możliwe… Codziennie w nocy… Jezu jak to głupio brzmi… ale wiecie o co chodzi nie? Każdej nocy przynajmniej wieczorem i jak świata to przyglądam się im. Jest wystraszona, ale cieszę się, że ma Chrisa.
- Niall… - Usłyszałem za sobą Małą.
- No… - Odkąd nie widuje Any ograniczam się tylko do tego.
- Dostałeś list… - Że jak?
- Od kogo? – Pewnie od Oscara. Ech nie mam ochoty na spotkania z artystą. Pewnie chodzi o tę rzeźbę.
- Od… Rady… - Co!?
- Rady?! – Wstałem jednym machnięciem skrzydeł i nie patrzą gdzie idę ruszyłem po obłoku.
Tak trochę mi nie wyszło bo zaraz leżałem na chmurze, przygniatając Lidię.
- O rany… przepraszam Cię. – Ale dałem ciała.
- Nic nie szkodzi… - Sprytnie się spode mnie wy turlała i podała list. – Otwórz. – Rozkazała.
Tak też zrobiłem.

                        Gwiazdo Polarna,
            Wielka Rada ma przyjemność – Taka to przyjemność, że łał… - poinformować Cię o zarządzeniu, które ustaliła dzisiaj rano. – Szybcy są. – W związku z wydarzeniami, które rozegrały się na Ziemi i dotyczą Bliźniaczych Aniołów, postanowiliśmy, a mamy do tego prawo, – No nie żeby coś, ale wam wolno praktycznie wszystko jeżeli znajdziecie dobry pretekst… - że razem z Sue – Po pełnym imieniu tak nie łaska? – zejdziecie na Ziemię, aby im pomóc. – Że ja schodzę na Ziemię?! Jupi? –Razem z Anielicą staw się w Pałacu nim słońce zacznie górować. – Ej, ale takie wskazówki to do Annabel ona się na tym zna nie ja, a zresztą jak nagłówek wskazuje ja jestem Gwiazdą Polarną, a nie Wschodem Słońca. Znam się na Fazach Księżyca, nie na wędrówce kuli gazowej. – Nie spóźnijcie się to ważne.
Pozdrowienia przesyła… - A one takie są serdeczne, że wow.
                                                                                              WIELKA RADA

- No i co? – Zapytała Lidii.
- Wygląda na to, że przejmiesz moje obowiązki. Lecimy do Pałacu Mała, ale najpierw musimy znaleźć Sue…
- Kogo?
- No tak przecież was nie przedstawiłem… - Ale klapa…
- Niall o czym ty mówisz?
- O przyjaciółce, choć wszystko Ci powiem. – Obraliśmy kierunek na obłok Sue i wszystko jej powiedziałem.
Gdy dolecieliśmy, Anielica siedziała tak jak Annabel i wpatrywała się w siną dal i jeszcze nie wiadomo gdzie.
- Ej, Sue… - Zagadałem siadając obok niej.
- Cześć Niall. – Odpowiedziała beznamiętnie.
- No wiesz ja do ciebie ładnie, a ty z kwaśna miną, Uśmiech poproszę. – Kąciki jej ust powędrowały ku górze.
- Przepraszam, co Cię do mnie sprowadza? – Ona jak zwykle rzeczowa.
- List… - Podałem jej kawałek papieru… bo na koperty to ich nie stać!
- „Gwiazdo Polarna, Wielka Rada ma przyjemność poinformować Cię o zarządzeniu, które ustaliła dzisiaj rano.  W związku z wydarzeniami, które rozegrały się na Ziemi i dotyczą Bliźniaczych Aniołów, postanowiliśmy, a mamy do tego prawo, że razem z Sue zejdziecie na Ziemię, aby im pomóc. Razem z Anielicą staw się w Pałacu nim słońce zacznie górować. Nie spóźnijcie się to ważne. Pozdrowienia przesyła… WIELKA RADA” – Skończyła czytać i otworzyła usta ze zdziwienia. – Naprawdę?! Schodzimy na Ziemię?! – Chyba to do niej nie dotarło.
- Taak… - Przedłużyłem samogłoskę.
- Aaaaaa… - Jest w tym lepsza.
Rzuciła mi się na szyję i zaczęła podskakiwać na siedząco. Wow, ale ona ma parę w rękach.
- Kiedy mamy się tam stawić…? – Spojrzała na kartkę. – O cholerka… Spóźnimy się.
Dopiero teraz zauważyła, że za nami stoi Lidii.
- O cześć! Miło mi! – Krzyknęła.
- Sue, czy tu się szaleju najadłaś? – Spytałem niepewnie, żeby nie oberwać od niej skrzydłem.
- Nie! – Krzyknęła mi do ucha i zaczęła biegać wokół mnie, śmiejąc się wniebogłosy…
- No… to… mamy problem… - Powiedziałem do Lidii. Uśmiechnęła się jeszcze bardziej i znów wpatrywała się w Sue wyglądającą na narąbaną.
Rzuciłem się na nią, przewracając Anielicę, ale tym razem specjalnie. Spojrzała się na mnie nie dowierzając i znów zaczęła się śmiać.
- Wiesz, że im dłużej się z tobą będę taczać po chmurze to możemy nie zdążyć na fazę spadania gwiazd? – mam nadzieje, że zrozumie. Opamiętała się w jednej sekundzie odepchnęła mnie od siebie i zaczęła lecieć w kierunku Pałacu. Ona jest niesamowita.
Dałem znak Lidii, że lecimy i tak dotarliśmy przed Wielką Radę.
- Gwiazdo Polarna… Sue… - Co im się stało? Powiedział moją kwestię i mi się ukłonił! Podmienili Radę, czy jak?!
- Wielka Rado… - Zrobiłem to samo, no bo jak inaczej?
- Waszym zadaniem jest wstąpić do gangu Harryego Stylesa i pomóc Naszym Aniołkom. – Powiedział na dzień dobry Arcady.
- Lecz pamiętajcie nie możecie wykonać nic innego jak tylko pomóc się zbliżyć Annabel do tego człowieka… - Raphael spojrzał znacząco na mnie.
- Ale jak to zbliżyć…? Nie rozumiem?
- Ona musi być z nim blisko… - Powiedział Marcus tonem niezdolnym do podważenia. – Rozumiesz Niallu? – Zapytał.
Czy im się coś pomyliło? Najpierw mi się ukłonił. Teraz mów mi po imieniu. Kim jesteście i co zrobiliście z Wielką Radą?!
- Ubrania macie w tamtej komnacie, ale poczekajcie jeszcze chwilę. – Podeszli do nas i położyli na naszych ciałach ręce.
Moje skrzydła zaczęły promieniować i zmniejszać się, aż całkiem zniknęły w ciele, a zamiast nich pojawił się tatuaż. Nieźle.
- Teraz możecie iść jak już się przebierzecie przyjdzie do was Luke i zaprowadzi na Ziemię. – Powiedział Arcady.
- Lidio zostań tutaj, przejmiesz wszystkie obowiązki Gwiazdy Polarnej, aż do odwołania. – Marcus zaczął chyba górować nad resztą członków Rządu.
Jak powiedzieli tak zrobiliśmy. Przebraliśmy się i przyszedł do nas Luke. Zabrał nas na Ziemię i przeszliśmy tam małe szkolenie, Aby nie wyglądać i zachowywać się na idiotów.
Pojechaliśmy także do Klubu Styles'a, aby dołączyć do Gangu. W poniedziałek mamy spotkanie…

czwartek, 13 listopada 2014

OSIEMNAŚCIE

…JEST TYLKO JEDNO


* HARRY *

Wszedłem do sali na godzinę wychowawczą. Jezu po co mi ta szkoła. Kasy mam tyle, że mogę się nią podcierać! O ja pierniczę. To ona. Spojrzałem strategiczne na Lou i puściłem oczko, dając sygnał. Spojrzał niby przelotnie na Rudą, i uśmiechnął się do siebie. O nie Stary ona będzie moja!
- Siadajcie do ławek, jeżeli dobrze słyszałem właśnie dzwonił dzwonek.
- Tak panie psorze, się robi. – Zabawę czas zacząć.
Ruda i Czarnulek stanęli koło siebie. Chłopak się do niej uśmiechnął, a ona spuściła głowę lekko wyginając kącik ust. Nie rozumiałem ich.
- Do naszej klasy dołącza dzisiaj dwoje nowych uczniów. Jest to Annabel… - wskazał na dziewczynę. – i jej bliźniaczy brat Christopher. – Bliźniak, tak? Świetnie, pójdzie jeszcze łatwiej niż myślałem.
- Czy kogoś dzisiaj nie ma? – Odpowiedziała mu cisza. – Dobrze… Na każdej lekcji siedzicie tak jak teraz, prawda? Mam nadzieję, że przestrzegacie regulaminu. – Ależ oczywiście to jedyna zasada której się pilnuję. Reszta mnie nie obcho… - Annabel usiądziesz z Harrym. Pokaże Ci on szkołę i co tam jeszcze będziesz chciała. - …dzi. Że jak kurna?! Ja z nią? On Se chyba jaja robi.
- Uuu… Styles. – Louis chyba nie mógł się powstrzymać.
- To chyba pomyłka. – Powiedziałem przez zęby.
- To nie jest pomyłka panie Styles. Panna Johnson będzie z panem siedzieć w jednej ławce czy tego chcecie czy nie. Za to pan Johnson będzie siedział z Aileen Black. – Skończył swoją przemowę i wskazał na miejsca nowym i sam usiadł za biurkiem.

* ANNABEL *

W mojej głowie przez dłuższą chwilę była pustka. Nie będę siedzieć z Chrisem? Będę siedzieć z Harrym… nie mogłam w to wierzyć. Podeszłam na drżących nogach do ławki i starałam się już bardziej nie wygłupić. Usiadłam na krześle i próbowałam zajmować jak najmniej miejsca.
- Nie bój się mnie. Nie gryzę… ale połykam w całości. – Usłyszałam przy uchu.
Odwróciłam się, a mój wzrok spotkał się z oczami Harryego. Były niedopisania. Zielone i błyszczące jak najpiękniejszy szmaragd. Śmiał się, a raczej uśmiechał. I ja mam go zmieniać? Po co? To spoko gość.
Coś się zmieniło. Jego oczy przysłoniła szara powłoka. Stały się całe czarne. Z jego twarzy zniknął uśmiech, a zamiast niego pojawiła się mina mordercy. Okay… Przyznaje Radzie rację. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Spuściłam głowę i już więcej nic nie robiłam. Nauczyciel nie odzywał się do końca lekcji.
- Annabel, powodzenia w nowej szkole… - Powiedział, gdy zadzwonił dzwonek.
Szybko wstałam i wyszłam z sali. Chciałam być jak najdalej od tego nauczyciela i Harryego.
Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię zaraz, gdy wyszłam z klasy. Błagam tylko nie on. Tylko nie on.
- Witaj Annabel… - Powiedział słodko jakiś chłopak… Był na zdjęciach. Matko…
Nie odpowiedziałam. Czekałam aż zrobi pierwszy ruch, bo ja nie byłam w stanie.
- Nie bój się mnie… Jestem Louis… - No właśnie! Dzięki za przypomnienie…
Przygryzłam wargę. Chris nie romansuj tylko przyjdź tu!
- Odezwiesz się? – Uniósł brwi, aby podkreślić na pytanie.
- Tomilson odsuń się od niej… - mój wzrok skierował się w stronę czterech dziewczyn.
- Bo co mi zrobisz kotku? – Odezwał się chłopak.
- Zapytaj lepiej czego Ci nie zrobię. – Odpowiedziała ta sama.
- Hm, no to jest sprawa do przemyślenia… - Udał, że się zastanawia, a ja asekuracyjnie zaczęłam się oddalać. Szłam tyłem, ale zderzyłam się z kimś. No dobra przesadziłam. Odbiłam się od torsu jakiegoś jego mościa. Panie, Błagam żeby to nie był on. Błagam!
- Dlaczego straszycie biedną Annabel…? – Spytał Styles.
- Wcale jej nie straszymy… po prostu się jej przedstawiłem. – Powiedział Lou.
- Jeżeli jej nic takiego nie robicie to dlaczego cała się trzęsie? – Objął mnie w pasie, a ja zamarłam.
Panie jeżeli chcesz mi pomóc, to masz okazję.
- Odsuń się od niej Harry… - Usłyszałam szept Chrisa.
Chłopak mając mnie w ramionach odwrócił się powoli, a moi oczom ukazał się nieźle wkurzony brat.
- A jeżeli nie…? – Spytał mój posiadacz.
- To dostaniesz łomot… ale taki, że nie wstaniesz… - Nadal mówił to szeptem, ale zacisnął pięści.
- A co dostanę, jeżeli ją puszczę? – No jasne kurna. Przekupujcie się. Popatrzyłam błagalnie na Chrisa.
- Dołączę do twojego Gangu. – Powiedział jeszcze ciszej.
Harry nie wydawał się tym zdziwiony.
- Umowa stoi… - Puścił mnie, poszedł do mojego brata i wyszeptał mu na ucho coś bardzo krótkiego.
- Do zobaczenia na fizyce Annabel.. – Zwrócił się do mnie i odszedł.
Podbiegły do mnie dziewczyny, które przyjechały z gangiem Stylesa. Jezu następni wrogowie?
- Nic Ci nie jest Annabel? – Zapytały wszystkie na raz. A może jednak ktoś okaże mi serce?
- Nie, dzięki. – O co u chodziło?
- Nie przejmuj się Harrym. Pozrzędzi, poskrzeczy i przestanie. On już tak ma. Interesuje go tylko koniec własnego nosa.
- Dziękuje wam. – Przynajmniej już troszkę o nim wiem.
- Jestem Julie, to moja siostra Camille. Ta piękna brunetka to Eve, a druga tez nie niej ładna to Aileen. Jak będziesz miała problem to zawsze możesz do nas przyjść. Nie bój się chłopaków. Oni tylko tak wyglądają, ale jak maja się bić to sama widziałaś miękną.
- Uważaj na słowa Kochanie… - Usłyszałam za sobą Lou.
- Taa… to mój chłopak… ale wy się już chyba znacie. – Ciągnęła dalej.
- Ależ oczywiście… - Nie dał mi dojść do słowa.
Zaczęłam kiwać głową na nie w panice, ale nikt tego nie zauważył, bo zadzwonił dzwonek.
- Choć Maleńka, bo Harry to Ci nic nie pokarze. – Maleńka?!
- Ej, spóźnimy się na fizykę, choć…

* CHRISTOPHER *

            Wyszedłem z klasy i zobaczyłem jak Styles obejmuje Annabel.
- Odsuń się od niej Harry… - Szepnąłem.
Chłopak mając Małą w ramionach odwrócił się powoli, przodem do mnie, a ja mogłem wyczytać z oczu siostry strach. Z jego zaś rozbawienie.
- A jeżeli nie…? – Spytał.
- To dostaniesz łomot… ale taki, że nie wstaniesz… - Nadal mówiłem to szeptem, ale zacisnąłem pięści. Jeszcze trochę poczekasz to zobaczysz.
- A co dostanę, jeżeli ją puszczę? – Chcesz się targować? Ana popatrzyła na mnie błagalnie.
- Dołączę do twojego Gangu. – Powiedziałem jeszcze ciszej. – Czy ja to powiedziałem?
Harry nie wydawał się tym zdziwiony.
- Umowa stoi… - Puścił Rudą i poszedł do mnie
- Pilnuj jej. Następnym razem, będę chciał tylko ją… - Wyszeptał mi do ucha.
- Do zobaczenia na fizyce Annabel.. – Zwrócił się do siostry i odszedł dając mi sygnał abym szedł za nim.
Chyba se kpisz…! Nie zostawię jej!
- Choć za mną Christopher. Jesteś porządnym gościem. Robimy tak będziesz się mnie słuchał, a Annabel będzie bezpieczna. Jeżeli nie, to nie bądź zdziwiony jak pewnego dnia po prostu będzie moja.
Ale zawaliłem…
Ona nie będzie jego… a nawet jeśli to tylko dopóki wykona zadanie.
~~*~~
Pokażcie, że czytacie...

środa, 5 listopada 2014

SIEDEMNAŚCIE

PIERWSZE WRAŻENIE

* ANNABEL *

Wczorajszy dzień też był niesamowity. Zaczęło się od śniadania, podczas którego dostaliśmy ochrzan za to, że śpimy razem. Czy coś w ty złego? Rozpakowaliśmy swoje rzeczy do garderób i wyszliśmy się przejść po okolicy oczywiście za pozwoleniem Daniela. I co? I skończyło się na tym, że spóźniliśmy się na obiad, bo pomyliliśmy północ z południem. I również za to mieliśmy kazanie. Fajnie, nie? Żeby tradycji nie stało się za dość wygonił nas bez kolacji spać o godzinie 18, jaki z tego wniosek? Albo miał zły dzień, albo nas naprawdę nie trawi.
Dzisiaj.
Nie wiem kto wynalazł takie coś jak budzik, ale niech będzie przeklęty. Chrisa to będę musiała budzić własnoręcznie, bo na ten sygnał to on nawet palcem od nogi nie kiwnie. Ciekawe jak tam Daniel dzisiaj? Po umyciu się wzięłam torbę i zeszłam na dół. Gdyby nie to że na desce leżał w połowie skrojony chleb i ktoś zaczął kroić następną kromkę, ale nawet nie zdążył dojść do połowy bochenka i zostawił nuż w tym miejscu pomyślałabym, że za wcześnie wstałam. Poszłam do sypialni Chrisa i nie mogłam uwierzyć co tam zobaczyłam. Daniel leżał koło Chrisa, wtulony w jego prawy bok, miział mu klatkę piersiową i szeptał do ucha aby wstawał. Komiczny widok.
- Christopher, wstawaj… - Chyba sobie obiecał nie dawać za wygraną.
Oparłam się o framugę drzwi i patrzyłam na ta komedię. Jak jest to czemu nie korzystać i to jeszcze za darmo.
- Annabel daj mi pospać… - Prawie nie wybuchnęłam śmiechem.
- Później się wyśpisz… - Mówił dalej.
- No dobra już wstaję… - Pocałował go w nos i położył się na boku podpierając się na łokciu. Nadal miał zamknięte oczy.
- Jak ja Cię kocham Annabel… Ty to zawsze potrafisz sprawić, że z łóżka wstaję w dobrym humorze. – Nie mogłam wytrzymać. Wybuchnęłam śmiechem.

* CHRISTOPHER *

            Gdy usłyszałem śmiech, otworzyłem oczy. Przede mną leżał rozwalony na całym łóżku Daniel, a Annabel tarzała się ze śmiechu na dywanie. Gdy sobie uświadomiłem co jest, sam spadłe z łóżka i usłyszałem przewodnika:
- Myślę, że przekazanie tej wiadomości mam już z głowy… - po czym również zaczął się śmiać. Co za rodzinka…
- No wielkie dzięki… - powiedziałem tylko i poszedłem do łazienki.

* ANNABEL *

Nie mogłam się opanować.
- No wielkie dzięki… - powiedział Chris i poszedł do łazienki.
Spojrzeliśmy po sobie z Danielem i uśmiechnęliśmy się do siebie. Usiadłam na podłodze, żeby się opanować.
- Wiesz, że ja żartowałam z tym budzeniem jego… nie musiałeś go tak budzić…
- Ty mi to teraz mówisz? A ja się tak starałem… - Spojrzał na mnie jak na nie powiem kogo.
- No wiesz op… - Niedane mi było skończyć bo z łazienki wyszedł Chris w samych gaciach i poszedł do garderoby. Wyszedł z niej z ubraniami w rękach i z powrotem wszedł do łazienki.
Przez cały czas wodziliśmy za nim wzrokiem, a jak zamknął drzwi do wspomnianego wcześniej pomieszczenia zaczęliśmy się na powrót śmiać. Oj długo tego nie zapomnę…
- … opłacało mi się to. – Dokończyłam pomiędzy salwami śmiechu.
Zeszliśmy wszyscy na niedokończone przez Daniela śniadanie.
- Em… - Zaczął nasz opiekun. - Chciałbym was przeprosić za wczoraj… Byłem zdenerwowany, bo przysłali mi list ze szkoły, do której będziecie uczęszczać. Od razu mówię, że to nic złego, ale zmniejszyli mi po prostu liczbę godzin. Teraz mam jeszcze mniej niż pół etatu. – To źle…
- Przyjmujemy przeprosiny, każdy miewa złe dni. Jeżeli chodzi o prace to ja mogę coś znaleźć… - Zaczął Christopher.
- Nie, nie trzeba pieniędzy nie zarabiamy tak jak ludzie. Przysyła nam je Rada, ale wiecie wtedy byłoby wam troszkę łatwiej wykonać zadanie. – Przyznał Daniel.
- Nie każdy ma na skróty, więc i my nie będziemy, ale dziękujemy Ci za pomoc. – Chciałam go pocieszyć.
- Tak, to prawda…- Spojrzał na zegarek. – O mój Boże… to już ta godzina. Zbierać się dzieci musimy zdążyć tam na 7.45 najpóźniej, bo mam jeszcze dyżur przed lekcjami.
Zaczęliśmy się ubierać i wpakowywać do samochodu.
- Em, Daniel, a jak mamy mówić do Ciebie w szkole? – Spytał niepewnie Chris.
- Haha, jak chcecie, ale wolę po imieniu. Wszyscy uczniowie tak do mnie mówią. – Kurcze wyluzowany jest gostek.- Co macie pierwsze? – Sprawdziłam na planie lekcji. – Godzinę wychowawczą… Co to takiego jest? – Nie można jakoś prościej?
- To taka lekcja, która jest raz w tygodni. Wasz wychowawca mówi wam jakie macie zachowanie, co musicie zmienić i tak dalej. Dzisiaj to wy będziecie głównym tematem. Informuję was też, że waszym wychowawcą jest pan Lee. Chodzicie do klasy z Harrym… - Tu zrobił pauzę, jakby nie wiedział czy mam mówić dalej. Oby nie mów…- i resztą gangu. Więcej informacji dowiecie się od kolegów i koleżanek. Ile macie lekcji w ogóle?
- Pięć… - Powiedzieliśmy równo i prawie niedosłyszalnie. Że ja będę z nim chodzić do jednej klasy? Błagam, nie!
- To macie luz… - Odrzekł pogodnie Daniel. – Będę na was czekał w samochodzie jak skończycie lekcje. – No to jesteśmy na miejscu. Idziecie ze mną do pokoju nauczycielskiego, bo musicie poznać wychowawcę zanim was przedstawi klasę. – O mój Boże…! Zapowiadało się tak pięknie.
Wysiedliśmy z samochodu, a ja natychmiast podeszła do Christophera. Złapał mnie za rękę.
- Będzie dobrze. – Obiecał.
Rozległ się wielki huk. Cztery, czarne motocykle wjechały na szkolny parking. Zsiadło z nich osiem osób. Gang Stylesa. Wszystko działo się w spowolnionym tempie. Nie mogłam oddychać. Chris momentalnie przyciągnął mnie do siebie, jakby to coś miało pomóc. Wszyscy byli ubrani na czarno z srebrnymi ozdobami. Łańcuszki, kolczyki, naszyjniki i bransolety. Wszystko to błyszczało w słońcu. Styles popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Szybko odwróciłam wzrok. Nie mogła na to patrzeć.
- Chodźcie idziemy. – Powiedział szeptem Daniel i zmierzał w kierunku wejścia do szkoły.
Bądź błogosławiony!
- Annabel, chodź. – Rozkazał Chris.
- Nie mogę… - Wyszeptałam drżącym głosem.
- Musisz… przecież tu jestem. Nic Ci się nie stanie… - Próbował mnie pocieszyć.
- Nie stanie? – Zapytałam nie do końca wiedząc co mi powiedział. Wszystko docierało do mnie jakby zza mgły.
- Nie… - Pocałował mnie w czoło i przytulił. Wciągnęłam do płuc jego zapach. Jest taki inny. Tylko on tak pachnie. Zrobiłam krok, a potem jeszcze jeden i jeszcze dwa. Szłam na trzęsących się nogach, moja torbę niósł Chris… i przy okazji mnie…
- Super Ci poszło Annabel. Zaczekajcie tutaj pójdę po waszego wychowawcę. – Powiedział Daniel.
Gdy tylko znikł za drzwiami popatrzyłam na Chrisa.
- Dobrze się czujesz? – Zapytał.
Tak kurna. Czuję się świetnie. Nie widzisz?
- Tak, czemu pytasz?
- No nie wiem, jesteś cała blada. – Lekko się uśmiechnął.
- Zdaje Ci się.
- Dobra, mnie tu kitu nie wkręcaj, bo… - Przerwały u otwierające się drzwi.
- Rodzeństwo Johnson? – Zapytał mężczyzna, który ukazał się za nimi.
Nie byłam w stanie odpowiedzieć, więc tylko pokiwałam głową jak na mnie popatrzył.
- Tak… - Potwierdził Chris.
- Nie jesteście do siebie podobni… Proszę za mną. – Jezu, co za gościu.
Zaprowadził nas do sali numer 211. Jej duża ta szkoła.
- Więc tak… Przedstawcie się… - Powiedział krótko.
- Christopher…
- Annabel…
- Jesteśmy bliźniaczym rodzeństwem… - Dokończył Chris.
- Tak mam to w papierach… - Powiedział kwaśno pan Lee – Ja nazywam się Matthew Lee, jestem waszym wychowawcą i nauczycielem biologii. Będziemy się widzieć jakieś dwa… no może trzy razy w tygodniu. Jakieś pytania? – Jakieś z milion.
- Każdy nauczyciel uczy nas jednego przedmiotu? – Zapytał Christopher.
- Tak. Poznacie swoich nauczycieli w tym tygodniu. Plan lekcji mam nadzieje macie. – Pokiwaliśmy głowami na tak.
- Wasze świadectwa z klasy pierwszej LO są wzorowe. Mam nadzieję, że takie wyniki będziecie osiągać również tutaj… Macie swoje oceny z tego roku...?- Popatrzyliśmy na niego nie wiedząc o co chodzi…
- Jest marzec, a rok szkolny rozpoczął się we wrześniu, więc pytam się czy macie swoje oceny ze wcześniejszych miesięcy? – Nie zdążyliśmy odpowiedzieć, a do sali wpadł Daniel.
- Zapomniałem wam dać wasze oceny… - Powiedział zakłopotany.
- Nic nie szkodzi… - Oznajmił Lee. Na nas to by się wydarł.
- Powodzenia w pierwszym dniu szkoły dzieciaki. – I wyszedł zostawiają nas z wychowawcą.
- Dobra mam wasze oceny. Zaraz wpiszę je do dziennika, ale… - Przerwał mu dzwoniący dzwonek. -… najpierw przedstawię was klasie. Ledwo skończył, a do sali wszedł Harry ze swoim Gangiem.