poniedziałek, 8 grudnia 2014

DWADZIEŚCIA

CENNE INFORMACJE


* LOUIS *

Nie lubię fizyki. Jestem w niej dobry, bo była mi potrzebna do wyścigów, ale proszę was takie bzdety. Jeżeli chodzi o Annabel no to jest sztuka godna uwagi. Zostawiam ją Harryemu. Od razu ja sobie zaklepał, a teraz jak jej braciszek wstąpił do Gangu ona musi przyjeżdżać razem z nim, bo ona też musi do niego należeć. Tak jak Julie i Camille. Nie miały wyjścia. Zapragnąłem mieć Julie dla siebie więc wstąpiła do Gangu, a co za tym idzie i Camille. Siostra błagała ją, aby zrezygnowały, ale ja mam swoje uroki i nie pozwoliłem na to mojej dziewczynie. Tak jak Liam nie pozwolił na to Camille…
- … Panie Tomilson. – Ktoś coś mówił? – Może mi pan odpowiedzieć nie obrażę się.
- A jakie było pytanie? – Zobaczymy czy się nauczycielka dzisiaj wyspała.
- Już je powiedziałam… - Oznajmiała.
- No to chyba nie usłyszałem… - Rozsiadłem się wygodnie, a ręce założyłem za głowę.
- No to trzeba uważać… - Słodko się uśmiechnęła, po czym wróciła do lekcji.
Łatwo wyjść z opresji w tej szkole…


* ANNABEL *

Byle do dzwonka, do dzwonka, dzw… Dzwonek!!!
Poderwałam się z miejsca i szybko ruszyłam przez korytarz. Gdzie to ja mam następna lekcję? Wf? No nie. Dobra to się trzeba wrócić. Odwróciłam się i zderzyłam z czyimś torsem. No na serio? Znowu? Spojrzałam w górę i zobaczyłam wysokiego bruneta o brązowych oczach. Jego nie znam…
- Jezu, strasznie Cię przepraszam. Ja nie chciałam… - Przerwał mi uśmiechając się i machnął ręką, abym się przymknęła.
- Po pierwsze to nie Jezu bo jeszcze na niego nie awansowałem, a po drugie to nie twoja wina mogłem bardziej uważać… To ja Cię przepraszam. – Aaa dobra.
- Jestem Annabel. – Zaczęłam się drapać po szyi… trochę niezręcznie…
- No skoro tak mówisz to tak musi być. Nazywam się Robert. Gdzie się tak śpieszyłaś?
- Yyy, na wf.
- To w ogóle inną stronę. Jesteś tu nowa prawda?
- Tak chodzę do 2b.
- Tak samo jak ja… - Że jak?
- Ale nie było Cię na wychowawczej i fizyce…
- Tak nie było mnie. Nie wpisał mi nieobecności? To dobrze. – Nie czekał na moją odpowiedz. – Byłem u lekarza, a teraz chodź na wf, bo się spóźnimy. – Wskazał mi ręka kierunek. Jako jedyny mnie nie dotykał. I dzięki mu za to.
Szliśmy przez korytarz, a z naprzeciwka biegł mój brat.
- Christopher… - Wyszeptałam.
- Kto? – Zapytał Robert.
- Annabel… - Jeszcze chwila, a mój brat wyhamowałby na mnie. – Tu jesteś…
- Jestem… Christopher poznaj Roberta chodzi z nami do klasy. Robert to Christopher mój bliźniaczy brat. – Podali sobie ręce.
- Serio jesteście bliźniakami? – Chyba nie mógł uwierzyć.
- Tak… - Odpowiedzieliśmy równo. Po czym Christopher porwał mnie w ramiona. Tu się czuje najbezpieczniej.
- Dobra chodzicie się przeprać… - Ruszył w kierunku, z którego przybiegł mój brat.
- Co mówimy jak zauważą tatuaże. – Zapytałam.
- No raczej, że zauważą. Mówmy, że to na szesnaste urodziny od Daniela. Okay?
- Okay… - Nie, nie zgodzę się z tym.
- Chodźmy… - Powiedział. – Annabel… - Urwał.
- Tak…? - Zachęciłam go.
- Ja przepraszam… - Po co?
- Za co? – Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Musimy porozmawiać w domu razem z Danielem, ale to Ci się nie spodoba. – Powiedział cicho.
- No dobra. Yyy wiesz gdzie są może dziewczyny muszę się ich o coś zapytać… - I to szybko.
- O co? – Wydawał się zdziwiony.
- No pomyśl, gdzie ja się mogłabym przebrać. – Ale se brata dobrałam.
- Jak dla mnie mogłabyś przede mną, ale jesteśmy w miejscu publicznym więc stwierdzam, że musisz znaleźć szatnię.
- Brawo, jestem z Ciebie dumna. – Tylko mu jeszcze zaklaskać.
- Wiesz nie musisz, ale jak chcesz. A jeżeli chodzi o szatnię to mamy koło siebie. O tam.
- Dzięki braciszku. – Pobiegłam tam nie zatrzymując się. Byle mnie Styles nie zauważył, proszę!
Wpadłam do pomieszczenia gdzie były tylko dziewczyny, które już znam.
- Gdzie reszta? – Zapytałam cicho.
- Jaka reszta? – Odpowiedziały pytaniem wszystkie na raz.
- No dziewczyny z klasy, nie?
- Nie ma nas więcej. – Powiedziała Julia.
- Aaa, no to jestem ostatnia. – Ale dałam ciała.
- Będziesz dzisiaj na zebraniu Gangu, nie? – Zapytała Eve.
- Zebraniu Gangu? O co wam chodzi? – Czy ja o czymś nie wiem?
- Christopher wstąpił do Gangu by cię ratować, ale nie wiedział o przepisie jaki u nas panuje.
- Przepisie? – Chciałam, żeby Aileen kontynuowała.
- Gdy wstępujesz do naszego stowarzyszenia, a masz rodzeństwo ono też automatyczne w nim jest …
Nie, błagam nie!
- Ana, dobrze się czujesz? Strasznie jakoś zbladłaś… - Camille chyba nie nadążała, albo dla nich to normalna kolej rzeczy.
- Nie jest ok. Co się ta robi? Na tym zebraniu? – Muszę wiedzieć na co mam się przygotować.
- Harry jest jego przywódca jak już pewnie zauważyłaś… - Powiedziała Aileen. – Zazwyczaj mówi nam o kolejnych akcjach i wyścigach. – Jak ona może to mówić tak swobodnie?! – Ale dzisiaj to chyba szykuje się imprezka… - Imprezka?!
- No będzie bal, że łał…- Eve już chyba nie mogła się doczekać…
- A Kochana uważaj na Harryego… - Ostrzegła mnie Julia. – Myślę, że ma Cię na oku… a raczej tak jest… - Dodała ciszej.
- No co ty nie powiesz? – Zapytała jeszcze ciszej.
- To przyjdziesz nie? - Upewniła się Aileen.
- Mam wyjście?
- Tak… ale gorzko tego pożałujesz. Harry nie lubi gdy ktoś się nie słucha. – Ostrzegła Camille.
- Jak znalazłyście się w Gangu? – Próbowałam się czegoś dowiedzieć jednoczesne przebierając się na wf.
- Zakochałam się w Louisie, a żeby z nim być musiałam do niego wstąpić, co jednocześnie skutkuje pojawieniem się w nim Camille.. – Zaczęła Julie.
- Byłam przeciwna tej całej akcji tak jak Ty, i pożałowałam tego. – Camille zdjęła bluzkę pokazując mi bliznę na całej długości pleców. – Po tym co zrobił mi Styles już się nie sprzeciwiałam, nie miałam odwagi. Raz spróbowałam, pobił mnie… Bardzo. – Zobaczyłam w jej oczach ten strach, a co najważniejsze ból. – Gdyby nie Liam, nie wiem co by się stało. Uratował mnie, ochronił, a ja się w nim zakochałam. Tak jak on we mnie…
- Mnie znaleźli na ulicy. Tydzień przez szesnastymi urodzinami uciekłam z domu. Przyjęli mnie do siebie. Była im za to wdzięczna. Najbardziej Zaynowi. – Zaczęła Eve. – Resztę historii możesz się już domyślić… - Lekko się uśmiechnęła. – …Zaczęli mieć nade mną władzę. Kazali kraść i zabijać. Nie podobało mi się to… Próbowałam uciec. Napisałam list do Zayna, że postanowiłam znów uciec, tym razem od nich. Wyznałam w nim, że się zakochałam. Poszedł za mną. Znalazł mnie i powiedział mi, że tez mnie kocha. Jednak znalazł nas Harry. Odmówiliśmy posłuszeństwa i tez skończyłam tak jak dziewczyny. Zostałam brutalnie pobita. Zayn też… Już nigdy się mu nie postawiłam. – Eve spojrzała na mnie oczami tamtej dziewczyny. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc tylko otworzyłam usta i z powrotem je zamknęłam. – W Gangu byłam pierwsza. – Zakończyła z szerokim uśmiechem.
- Aileen powiesz Annabel swoja historię czy nie chcesz? – Spytała Julie.
- Wy jej powiedzcie… - Poleciła drżącym głosem.
- Aileen miała brata. Zaciągnął długi u Harryego… - Zaczęła niepewnie Camille.
- Miał wyjście… - Dziewczyna chyba zdecydowała się mówić sama. – Wstąpić do Gangu spłacając dług lub… oddać mnie, bo tego chciał Harry. Bruno wybrał Gang. Chciał mnie chronić… - Dokończyła sama.
- Gdzie on jest? Jeżeli mogę wiedzieć nie mu… - Przerwałam mi machnięciem ręki.
- Masz prawo to wiedzieć… - Uśmiechnęła się krzywo. – Zginał podczas akcji tego lata… - Urwała i pociągnęła nosem.
- Nie musisz mówić… - Zapewniałam.
- Ale chcę… czas najwyższy abyście wszystkie poznały prawdę… - Spojrzała przepraszająco na pozostałe dziewczyny. – Bruno zmarł na rekach Stylesa. Przed śmiercią kazał przyrzec Harryemu, że się mną zaopiekuje. Obiecał mu. Przyrzekł. Miałam wybór zgodnie z regulaminem. Mogłam odejść. Być wolną. Nie pozwolił i na to. Powiedział, ze obietnic nie łamie i zajmie się mną jak powiedział Brunowi. – Oznajmiła Aileen a po jej policzku popłynęła łza.
- Ja przepraszam… nie wiedz… - Nie miała pojęcia.
- Nie wiedziałaś, bo skąd mogłaś. – Uśmiechnęła się promiennie. – Dopóki nie znajdę chłopaka będę żerować na Stylesie więc jak coś to przychodzicie do mnie. Mam praktycznie wszystko… oprócz brata… - Zakończyła i wszystkie wyszłyśmy na lekcję, gdy zadzwonił dzwonek…

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

WAŻNE

Przepraszam, że tak długo nie pojawiał się rozdział, ale mam usprawiedliwienie. Wybaczcie mi proszę, mnie i mojemu drugiemu ja, za złe samopoczucie przez większy czas w roku. Z przykrością informuję, że nie będę w stanie dodawać rozdziałów regularnie, co można zauważyć przez ostatni czas. Nie zawieszam bloga, po prostu będę dodawać rzadziej. Przepraszam i dziękuję za dalsze czytanie tego... opowiadania?
Do następnego!

środa, 19 listopada 2014

DZIEWIĘTNAŚCIE

POMOC

* NIALL *

Minęło może z trzy dni, a ja mam wrażenie, że nie widziałem jej wieczność. Lidia to fajna laska ale nie aż tak. Dużo Aniołów się nią interesuje, ale akurat nie ja. Tak jak obiecałem tak zrobiłem. Opiekuję się nią. Staram się być wyrozumiały, jeżeli w ogóle w moim przypadku to jest możliwe… Codziennie w nocy… Jezu jak to głupio brzmi… ale wiecie o co chodzi nie? Każdej nocy przynajmniej wieczorem i jak świata to przyglądam się im. Jest wystraszona, ale cieszę się, że ma Chrisa.
- Niall… - Usłyszałem za sobą Małą.
- No… - Odkąd nie widuje Any ograniczam się tylko do tego.
- Dostałeś list… - Że jak?
- Od kogo? – Pewnie od Oscara. Ech nie mam ochoty na spotkania z artystą. Pewnie chodzi o tę rzeźbę.
- Od… Rady… - Co!?
- Rady?! – Wstałem jednym machnięciem skrzydeł i nie patrzą gdzie idę ruszyłem po obłoku.
Tak trochę mi nie wyszło bo zaraz leżałem na chmurze, przygniatając Lidię.
- O rany… przepraszam Cię. – Ale dałem ciała.
- Nic nie szkodzi… - Sprytnie się spode mnie wy turlała i podała list. – Otwórz. – Rozkazała.
Tak też zrobiłem.

                        Gwiazdo Polarna,
            Wielka Rada ma przyjemność – Taka to przyjemność, że łał… - poinformować Cię o zarządzeniu, które ustaliła dzisiaj rano. – Szybcy są. – W związku z wydarzeniami, które rozegrały się na Ziemi i dotyczą Bliźniaczych Aniołów, postanowiliśmy, a mamy do tego prawo, – No nie żeby coś, ale wam wolno praktycznie wszystko jeżeli znajdziecie dobry pretekst… - że razem z Sue – Po pełnym imieniu tak nie łaska? – zejdziecie na Ziemię, aby im pomóc. – Że ja schodzę na Ziemię?! Jupi? –Razem z Anielicą staw się w Pałacu nim słońce zacznie górować. – Ej, ale takie wskazówki to do Annabel ona się na tym zna nie ja, a zresztą jak nagłówek wskazuje ja jestem Gwiazdą Polarną, a nie Wschodem Słońca. Znam się na Fazach Księżyca, nie na wędrówce kuli gazowej. – Nie spóźnijcie się to ważne.
Pozdrowienia przesyła… - A one takie są serdeczne, że wow.
                                                                                              WIELKA RADA

- No i co? – Zapytała Lidii.
- Wygląda na to, że przejmiesz moje obowiązki. Lecimy do Pałacu Mała, ale najpierw musimy znaleźć Sue…
- Kogo?
- No tak przecież was nie przedstawiłem… - Ale klapa…
- Niall o czym ty mówisz?
- O przyjaciółce, choć wszystko Ci powiem. – Obraliśmy kierunek na obłok Sue i wszystko jej powiedziałem.
Gdy dolecieliśmy, Anielica siedziała tak jak Annabel i wpatrywała się w siną dal i jeszcze nie wiadomo gdzie.
- Ej, Sue… - Zagadałem siadając obok niej.
- Cześć Niall. – Odpowiedziała beznamiętnie.
- No wiesz ja do ciebie ładnie, a ty z kwaśna miną, Uśmiech poproszę. – Kąciki jej ust powędrowały ku górze.
- Przepraszam, co Cię do mnie sprowadza? – Ona jak zwykle rzeczowa.
- List… - Podałem jej kawałek papieru… bo na koperty to ich nie stać!
- „Gwiazdo Polarna, Wielka Rada ma przyjemność poinformować Cię o zarządzeniu, które ustaliła dzisiaj rano.  W związku z wydarzeniami, które rozegrały się na Ziemi i dotyczą Bliźniaczych Aniołów, postanowiliśmy, a mamy do tego prawo, że razem z Sue zejdziecie na Ziemię, aby im pomóc. Razem z Anielicą staw się w Pałacu nim słońce zacznie górować. Nie spóźnijcie się to ważne. Pozdrowienia przesyła… WIELKA RADA” – Skończyła czytać i otworzyła usta ze zdziwienia. – Naprawdę?! Schodzimy na Ziemię?! – Chyba to do niej nie dotarło.
- Taak… - Przedłużyłem samogłoskę.
- Aaaaaa… - Jest w tym lepsza.
Rzuciła mi się na szyję i zaczęła podskakiwać na siedząco. Wow, ale ona ma parę w rękach.
- Kiedy mamy się tam stawić…? – Spojrzała na kartkę. – O cholerka… Spóźnimy się.
Dopiero teraz zauważyła, że za nami stoi Lidii.
- O cześć! Miło mi! – Krzyknęła.
- Sue, czy tu się szaleju najadłaś? – Spytałem niepewnie, żeby nie oberwać od niej skrzydłem.
- Nie! – Krzyknęła mi do ucha i zaczęła biegać wokół mnie, śmiejąc się wniebogłosy…
- No… to… mamy problem… - Powiedziałem do Lidii. Uśmiechnęła się jeszcze bardziej i znów wpatrywała się w Sue wyglądającą na narąbaną.
Rzuciłem się na nią, przewracając Anielicę, ale tym razem specjalnie. Spojrzała się na mnie nie dowierzając i znów zaczęła się śmiać.
- Wiesz, że im dłużej się z tobą będę taczać po chmurze to możemy nie zdążyć na fazę spadania gwiazd? – mam nadzieje, że zrozumie. Opamiętała się w jednej sekundzie odepchnęła mnie od siebie i zaczęła lecieć w kierunku Pałacu. Ona jest niesamowita.
Dałem znak Lidii, że lecimy i tak dotarliśmy przed Wielką Radę.
- Gwiazdo Polarna… Sue… - Co im się stało? Powiedział moją kwestię i mi się ukłonił! Podmienili Radę, czy jak?!
- Wielka Rado… - Zrobiłem to samo, no bo jak inaczej?
- Waszym zadaniem jest wstąpić do gangu Harryego Stylesa i pomóc Naszym Aniołkom. – Powiedział na dzień dobry Arcady.
- Lecz pamiętajcie nie możecie wykonać nic innego jak tylko pomóc się zbliżyć Annabel do tego człowieka… - Raphael spojrzał znacząco na mnie.
- Ale jak to zbliżyć…? Nie rozumiem?
- Ona musi być z nim blisko… - Powiedział Marcus tonem niezdolnym do podważenia. – Rozumiesz Niallu? – Zapytał.
Czy im się coś pomyliło? Najpierw mi się ukłonił. Teraz mów mi po imieniu. Kim jesteście i co zrobiliście z Wielką Radą?!
- Ubrania macie w tamtej komnacie, ale poczekajcie jeszcze chwilę. – Podeszli do nas i położyli na naszych ciałach ręce.
Moje skrzydła zaczęły promieniować i zmniejszać się, aż całkiem zniknęły w ciele, a zamiast nich pojawił się tatuaż. Nieźle.
- Teraz możecie iść jak już się przebierzecie przyjdzie do was Luke i zaprowadzi na Ziemię. – Powiedział Arcady.
- Lidio zostań tutaj, przejmiesz wszystkie obowiązki Gwiazdy Polarnej, aż do odwołania. – Marcus zaczął chyba górować nad resztą członków Rządu.
Jak powiedzieli tak zrobiliśmy. Przebraliśmy się i przyszedł do nas Luke. Zabrał nas na Ziemię i przeszliśmy tam małe szkolenie, Aby nie wyglądać i zachowywać się na idiotów.
Pojechaliśmy także do Klubu Styles'a, aby dołączyć do Gangu. W poniedziałek mamy spotkanie…

czwartek, 13 listopada 2014

OSIEMNAŚCIE

…JEST TYLKO JEDNO


* HARRY *

Wszedłem do sali na godzinę wychowawczą. Jezu po co mi ta szkoła. Kasy mam tyle, że mogę się nią podcierać! O ja pierniczę. To ona. Spojrzałem strategiczne na Lou i puściłem oczko, dając sygnał. Spojrzał niby przelotnie na Rudą, i uśmiechnął się do siebie. O nie Stary ona będzie moja!
- Siadajcie do ławek, jeżeli dobrze słyszałem właśnie dzwonił dzwonek.
- Tak panie psorze, się robi. – Zabawę czas zacząć.
Ruda i Czarnulek stanęli koło siebie. Chłopak się do niej uśmiechnął, a ona spuściła głowę lekko wyginając kącik ust. Nie rozumiałem ich.
- Do naszej klasy dołącza dzisiaj dwoje nowych uczniów. Jest to Annabel… - wskazał na dziewczynę. – i jej bliźniaczy brat Christopher. – Bliźniak, tak? Świetnie, pójdzie jeszcze łatwiej niż myślałem.
- Czy kogoś dzisiaj nie ma? – Odpowiedziała mu cisza. – Dobrze… Na każdej lekcji siedzicie tak jak teraz, prawda? Mam nadzieję, że przestrzegacie regulaminu. – Ależ oczywiście to jedyna zasada której się pilnuję. Reszta mnie nie obcho… - Annabel usiądziesz z Harrym. Pokaże Ci on szkołę i co tam jeszcze będziesz chciała. - …dzi. Że jak kurna?! Ja z nią? On Se chyba jaja robi.
- Uuu… Styles. – Louis chyba nie mógł się powstrzymać.
- To chyba pomyłka. – Powiedziałem przez zęby.
- To nie jest pomyłka panie Styles. Panna Johnson będzie z panem siedzieć w jednej ławce czy tego chcecie czy nie. Za to pan Johnson będzie siedział z Aileen Black. – Skończył swoją przemowę i wskazał na miejsca nowym i sam usiadł za biurkiem.

* ANNABEL *

W mojej głowie przez dłuższą chwilę była pustka. Nie będę siedzieć z Chrisem? Będę siedzieć z Harrym… nie mogłam w to wierzyć. Podeszłam na drżących nogach do ławki i starałam się już bardziej nie wygłupić. Usiadłam na krześle i próbowałam zajmować jak najmniej miejsca.
- Nie bój się mnie. Nie gryzę… ale połykam w całości. – Usłyszałam przy uchu.
Odwróciłam się, a mój wzrok spotkał się z oczami Harryego. Były niedopisania. Zielone i błyszczące jak najpiękniejszy szmaragd. Śmiał się, a raczej uśmiechał. I ja mam go zmieniać? Po co? To spoko gość.
Coś się zmieniło. Jego oczy przysłoniła szara powłoka. Stały się całe czarne. Z jego twarzy zniknął uśmiech, a zamiast niego pojawiła się mina mordercy. Okay… Przyznaje Radzie rację. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Spuściłam głowę i już więcej nic nie robiłam. Nauczyciel nie odzywał się do końca lekcji.
- Annabel, powodzenia w nowej szkole… - Powiedział, gdy zadzwonił dzwonek.
Szybko wstałam i wyszłam z sali. Chciałam być jak najdalej od tego nauczyciela i Harryego.
Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię zaraz, gdy wyszłam z klasy. Błagam tylko nie on. Tylko nie on.
- Witaj Annabel… - Powiedział słodko jakiś chłopak… Był na zdjęciach. Matko…
Nie odpowiedziałam. Czekałam aż zrobi pierwszy ruch, bo ja nie byłam w stanie.
- Nie bój się mnie… Jestem Louis… - No właśnie! Dzięki za przypomnienie…
Przygryzłam wargę. Chris nie romansuj tylko przyjdź tu!
- Odezwiesz się? – Uniósł brwi, aby podkreślić na pytanie.
- Tomilson odsuń się od niej… - mój wzrok skierował się w stronę czterech dziewczyn.
- Bo co mi zrobisz kotku? – Odezwał się chłopak.
- Zapytaj lepiej czego Ci nie zrobię. – Odpowiedziała ta sama.
- Hm, no to jest sprawa do przemyślenia… - Udał, że się zastanawia, a ja asekuracyjnie zaczęłam się oddalać. Szłam tyłem, ale zderzyłam się z kimś. No dobra przesadziłam. Odbiłam się od torsu jakiegoś jego mościa. Panie, Błagam żeby to nie był on. Błagam!
- Dlaczego straszycie biedną Annabel…? – Spytał Styles.
- Wcale jej nie straszymy… po prostu się jej przedstawiłem. – Powiedział Lou.
- Jeżeli jej nic takiego nie robicie to dlaczego cała się trzęsie? – Objął mnie w pasie, a ja zamarłam.
Panie jeżeli chcesz mi pomóc, to masz okazję.
- Odsuń się od niej Harry… - Usłyszałam szept Chrisa.
Chłopak mając mnie w ramionach odwrócił się powoli, a moi oczom ukazał się nieźle wkurzony brat.
- A jeżeli nie…? – Spytał mój posiadacz.
- To dostaniesz łomot… ale taki, że nie wstaniesz… - Nadal mówił to szeptem, ale zacisnął pięści.
- A co dostanę, jeżeli ją puszczę? – No jasne kurna. Przekupujcie się. Popatrzyłam błagalnie na Chrisa.
- Dołączę do twojego Gangu. – Powiedział jeszcze ciszej.
Harry nie wydawał się tym zdziwiony.
- Umowa stoi… - Puścił mnie, poszedł do mojego brata i wyszeptał mu na ucho coś bardzo krótkiego.
- Do zobaczenia na fizyce Annabel.. – Zwrócił się do mnie i odszedł.
Podbiegły do mnie dziewczyny, które przyjechały z gangiem Stylesa. Jezu następni wrogowie?
- Nic Ci nie jest Annabel? – Zapytały wszystkie na raz. A może jednak ktoś okaże mi serce?
- Nie, dzięki. – O co u chodziło?
- Nie przejmuj się Harrym. Pozrzędzi, poskrzeczy i przestanie. On już tak ma. Interesuje go tylko koniec własnego nosa.
- Dziękuje wam. – Przynajmniej już troszkę o nim wiem.
- Jestem Julie, to moja siostra Camille. Ta piękna brunetka to Eve, a druga tez nie niej ładna to Aileen. Jak będziesz miała problem to zawsze możesz do nas przyjść. Nie bój się chłopaków. Oni tylko tak wyglądają, ale jak maja się bić to sama widziałaś miękną.
- Uważaj na słowa Kochanie… - Usłyszałam za sobą Lou.
- Taa… to mój chłopak… ale wy się już chyba znacie. – Ciągnęła dalej.
- Ależ oczywiście… - Nie dał mi dojść do słowa.
Zaczęłam kiwać głową na nie w panice, ale nikt tego nie zauważył, bo zadzwonił dzwonek.
- Choć Maleńka, bo Harry to Ci nic nie pokarze. – Maleńka?!
- Ej, spóźnimy się na fizykę, choć…

* CHRISTOPHER *

            Wyszedłem z klasy i zobaczyłem jak Styles obejmuje Annabel.
- Odsuń się od niej Harry… - Szepnąłem.
Chłopak mając Małą w ramionach odwrócił się powoli, przodem do mnie, a ja mogłem wyczytać z oczu siostry strach. Z jego zaś rozbawienie.
- A jeżeli nie…? – Spytał.
- To dostaniesz łomot… ale taki, że nie wstaniesz… - Nadal mówiłem to szeptem, ale zacisnąłem pięści. Jeszcze trochę poczekasz to zobaczysz.
- A co dostanę, jeżeli ją puszczę? – Chcesz się targować? Ana popatrzyła na mnie błagalnie.
- Dołączę do twojego Gangu. – Powiedziałem jeszcze ciszej. – Czy ja to powiedziałem?
Harry nie wydawał się tym zdziwiony.
- Umowa stoi… - Puścił Rudą i poszedł do mnie
- Pilnuj jej. Następnym razem, będę chciał tylko ją… - Wyszeptał mi do ucha.
- Do zobaczenia na fizyce Annabel.. – Zwrócił się do siostry i odszedł dając mi sygnał abym szedł za nim.
Chyba se kpisz…! Nie zostawię jej!
- Choć za mną Christopher. Jesteś porządnym gościem. Robimy tak będziesz się mnie słuchał, a Annabel będzie bezpieczna. Jeżeli nie, to nie bądź zdziwiony jak pewnego dnia po prostu będzie moja.
Ale zawaliłem…
Ona nie będzie jego… a nawet jeśli to tylko dopóki wykona zadanie.
~~*~~
Pokażcie, że czytacie...

środa, 5 listopada 2014

SIEDEMNAŚCIE

PIERWSZE WRAŻENIE

* ANNABEL *

Wczorajszy dzień też był niesamowity. Zaczęło się od śniadania, podczas którego dostaliśmy ochrzan za to, że śpimy razem. Czy coś w ty złego? Rozpakowaliśmy swoje rzeczy do garderób i wyszliśmy się przejść po okolicy oczywiście za pozwoleniem Daniela. I co? I skończyło się na tym, że spóźniliśmy się na obiad, bo pomyliliśmy północ z południem. I również za to mieliśmy kazanie. Fajnie, nie? Żeby tradycji nie stało się za dość wygonił nas bez kolacji spać o godzinie 18, jaki z tego wniosek? Albo miał zły dzień, albo nas naprawdę nie trawi.
Dzisiaj.
Nie wiem kto wynalazł takie coś jak budzik, ale niech będzie przeklęty. Chrisa to będę musiała budzić własnoręcznie, bo na ten sygnał to on nawet palcem od nogi nie kiwnie. Ciekawe jak tam Daniel dzisiaj? Po umyciu się wzięłam torbę i zeszłam na dół. Gdyby nie to że na desce leżał w połowie skrojony chleb i ktoś zaczął kroić następną kromkę, ale nawet nie zdążył dojść do połowy bochenka i zostawił nuż w tym miejscu pomyślałabym, że za wcześnie wstałam. Poszłam do sypialni Chrisa i nie mogłam uwierzyć co tam zobaczyłam. Daniel leżał koło Chrisa, wtulony w jego prawy bok, miział mu klatkę piersiową i szeptał do ucha aby wstawał. Komiczny widok.
- Christopher, wstawaj… - Chyba sobie obiecał nie dawać za wygraną.
Oparłam się o framugę drzwi i patrzyłam na ta komedię. Jak jest to czemu nie korzystać i to jeszcze za darmo.
- Annabel daj mi pospać… - Prawie nie wybuchnęłam śmiechem.
- Później się wyśpisz… - Mówił dalej.
- No dobra już wstaję… - Pocałował go w nos i położył się na boku podpierając się na łokciu. Nadal miał zamknięte oczy.
- Jak ja Cię kocham Annabel… Ty to zawsze potrafisz sprawić, że z łóżka wstaję w dobrym humorze. – Nie mogłam wytrzymać. Wybuchnęłam śmiechem.

* CHRISTOPHER *

            Gdy usłyszałem śmiech, otworzyłem oczy. Przede mną leżał rozwalony na całym łóżku Daniel, a Annabel tarzała się ze śmiechu na dywanie. Gdy sobie uświadomiłem co jest, sam spadłe z łóżka i usłyszałem przewodnika:
- Myślę, że przekazanie tej wiadomości mam już z głowy… - po czym również zaczął się śmiać. Co za rodzinka…
- No wielkie dzięki… - powiedziałem tylko i poszedłem do łazienki.

* ANNABEL *

Nie mogłam się opanować.
- No wielkie dzięki… - powiedział Chris i poszedł do łazienki.
Spojrzeliśmy po sobie z Danielem i uśmiechnęliśmy się do siebie. Usiadłam na podłodze, żeby się opanować.
- Wiesz, że ja żartowałam z tym budzeniem jego… nie musiałeś go tak budzić…
- Ty mi to teraz mówisz? A ja się tak starałem… - Spojrzał na mnie jak na nie powiem kogo.
- No wiesz op… - Niedane mi było skończyć bo z łazienki wyszedł Chris w samych gaciach i poszedł do garderoby. Wyszedł z niej z ubraniami w rękach i z powrotem wszedł do łazienki.
Przez cały czas wodziliśmy za nim wzrokiem, a jak zamknął drzwi do wspomnianego wcześniej pomieszczenia zaczęliśmy się na powrót śmiać. Oj długo tego nie zapomnę…
- … opłacało mi się to. – Dokończyłam pomiędzy salwami śmiechu.
Zeszliśmy wszyscy na niedokończone przez Daniela śniadanie.
- Em… - Zaczął nasz opiekun. - Chciałbym was przeprosić za wczoraj… Byłem zdenerwowany, bo przysłali mi list ze szkoły, do której będziecie uczęszczać. Od razu mówię, że to nic złego, ale zmniejszyli mi po prostu liczbę godzin. Teraz mam jeszcze mniej niż pół etatu. – To źle…
- Przyjmujemy przeprosiny, każdy miewa złe dni. Jeżeli chodzi o prace to ja mogę coś znaleźć… - Zaczął Christopher.
- Nie, nie trzeba pieniędzy nie zarabiamy tak jak ludzie. Przysyła nam je Rada, ale wiecie wtedy byłoby wam troszkę łatwiej wykonać zadanie. – Przyznał Daniel.
- Nie każdy ma na skróty, więc i my nie będziemy, ale dziękujemy Ci za pomoc. – Chciałam go pocieszyć.
- Tak, to prawda…- Spojrzał na zegarek. – O mój Boże… to już ta godzina. Zbierać się dzieci musimy zdążyć tam na 7.45 najpóźniej, bo mam jeszcze dyżur przed lekcjami.
Zaczęliśmy się ubierać i wpakowywać do samochodu.
- Em, Daniel, a jak mamy mówić do Ciebie w szkole? – Spytał niepewnie Chris.
- Haha, jak chcecie, ale wolę po imieniu. Wszyscy uczniowie tak do mnie mówią. – Kurcze wyluzowany jest gostek.- Co macie pierwsze? – Sprawdziłam na planie lekcji. – Godzinę wychowawczą… Co to takiego jest? – Nie można jakoś prościej?
- To taka lekcja, która jest raz w tygodni. Wasz wychowawca mówi wam jakie macie zachowanie, co musicie zmienić i tak dalej. Dzisiaj to wy będziecie głównym tematem. Informuję was też, że waszym wychowawcą jest pan Lee. Chodzicie do klasy z Harrym… - Tu zrobił pauzę, jakby nie wiedział czy mam mówić dalej. Oby nie mów…- i resztą gangu. Więcej informacji dowiecie się od kolegów i koleżanek. Ile macie lekcji w ogóle?
- Pięć… - Powiedzieliśmy równo i prawie niedosłyszalnie. Że ja będę z nim chodzić do jednej klasy? Błagam, nie!
- To macie luz… - Odrzekł pogodnie Daniel. – Będę na was czekał w samochodzie jak skończycie lekcje. – No to jesteśmy na miejscu. Idziecie ze mną do pokoju nauczycielskiego, bo musicie poznać wychowawcę zanim was przedstawi klasę. – O mój Boże…! Zapowiadało się tak pięknie.
Wysiedliśmy z samochodu, a ja natychmiast podeszła do Christophera. Złapał mnie za rękę.
- Będzie dobrze. – Obiecał.
Rozległ się wielki huk. Cztery, czarne motocykle wjechały na szkolny parking. Zsiadło z nich osiem osób. Gang Stylesa. Wszystko działo się w spowolnionym tempie. Nie mogłam oddychać. Chris momentalnie przyciągnął mnie do siebie, jakby to coś miało pomóc. Wszyscy byli ubrani na czarno z srebrnymi ozdobami. Łańcuszki, kolczyki, naszyjniki i bransolety. Wszystko to błyszczało w słońcu. Styles popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Szybko odwróciłam wzrok. Nie mogła na to patrzeć.
- Chodźcie idziemy. – Powiedział szeptem Daniel i zmierzał w kierunku wejścia do szkoły.
Bądź błogosławiony!
- Annabel, chodź. – Rozkazał Chris.
- Nie mogę… - Wyszeptałam drżącym głosem.
- Musisz… przecież tu jestem. Nic Ci się nie stanie… - Próbował mnie pocieszyć.
- Nie stanie? – Zapytałam nie do końca wiedząc co mi powiedział. Wszystko docierało do mnie jakby zza mgły.
- Nie… - Pocałował mnie w czoło i przytulił. Wciągnęłam do płuc jego zapach. Jest taki inny. Tylko on tak pachnie. Zrobiłam krok, a potem jeszcze jeden i jeszcze dwa. Szłam na trzęsących się nogach, moja torbę niósł Chris… i przy okazji mnie…
- Super Ci poszło Annabel. Zaczekajcie tutaj pójdę po waszego wychowawcę. – Powiedział Daniel.
Gdy tylko znikł za drzwiami popatrzyłam na Chrisa.
- Dobrze się czujesz? – Zapytał.
Tak kurna. Czuję się świetnie. Nie widzisz?
- Tak, czemu pytasz?
- No nie wiem, jesteś cała blada. – Lekko się uśmiechnął.
- Zdaje Ci się.
- Dobra, mnie tu kitu nie wkręcaj, bo… - Przerwały u otwierające się drzwi.
- Rodzeństwo Johnson? – Zapytał mężczyzna, który ukazał się za nimi.
Nie byłam w stanie odpowiedzieć, więc tylko pokiwałam głową jak na mnie popatrzył.
- Tak… - Potwierdził Chris.
- Nie jesteście do siebie podobni… Proszę za mną. – Jezu, co za gościu.
Zaprowadził nas do sali numer 211. Jej duża ta szkoła.
- Więc tak… Przedstawcie się… - Powiedział krótko.
- Christopher…
- Annabel…
- Jesteśmy bliźniaczym rodzeństwem… - Dokończył Chris.
- Tak mam to w papierach… - Powiedział kwaśno pan Lee – Ja nazywam się Matthew Lee, jestem waszym wychowawcą i nauczycielem biologii. Będziemy się widzieć jakieś dwa… no może trzy razy w tygodniu. Jakieś pytania? – Jakieś z milion.
- Każdy nauczyciel uczy nas jednego przedmiotu? – Zapytał Christopher.
- Tak. Poznacie swoich nauczycieli w tym tygodniu. Plan lekcji mam nadzieje macie. – Pokiwaliśmy głowami na tak.
- Wasze świadectwa z klasy pierwszej LO są wzorowe. Mam nadzieję, że takie wyniki będziecie osiągać również tutaj… Macie swoje oceny z tego roku...?- Popatrzyliśmy na niego nie wiedząc o co chodzi…
- Jest marzec, a rok szkolny rozpoczął się we wrześniu, więc pytam się czy macie swoje oceny ze wcześniejszych miesięcy? – Nie zdążyliśmy odpowiedzieć, a do sali wpadł Daniel.
- Zapomniałem wam dać wasze oceny… - Powiedział zakłopotany.
- Nic nie szkodzi… - Oznajmił Lee. Na nas to by się wydarł.
- Powodzenia w pierwszym dniu szkoły dzieciaki. – I wyszedł zostawiają nas z wychowawcą.
- Dobra mam wasze oceny. Zaraz wpiszę je do dziennika, ale… - Przerwał mu dzwoniący dzwonek. -… najpierw przedstawię was klasie. Ledwo skończył, a do sali wszedł Harry ze swoim Gangiem.

wtorek, 28 października 2014

SZESNAŚCIE

HARRY

* ANNABEL *

Stwierdzam jedno. Nienawidzę zakupów! Prędko to ja tam nie wrócę. Przysięgam. Po skończonym objedzie przyjechał po nas Daniel, a my z tymi wszystkimi rzeczami wsiedliśmy do jego małego samochodziku. Szczerze wątpiłam, że to się tam zmieści, a co dopiero my. Jakoś się jednak udało.
Daniel zabrał nas jeszcze na zwiedzanie Londynu, żebyśmy wiedzieli gdzie co jest i się w nim nie zgubili. Odwiedziliśmy dużo miejsc, ale najbardziej podobało mi się Londyńskie Oko. Był już wieczór kiedy tam byliśmy. Późny wieczór. Czułam się jakbym znowu latała.
- Annabel, przestań! – Ale co?
- Co mam przestać?
- Nie myśl o lataniu. – Daniel powiedział mi na ucho.
Dopiero teraz poczułam, że swędzi mnie tatuaż, a blizny bolą. Opamiętaj się, Ana! – Dotąd było pięknie.
Nagle zobaczyłam JEGO. Tak tego chłopaka. Zamarłam. Nie to musi być pomyłka. Za nim szedł… jak on się nazywał… Zayn! - Annabel, co się stało? – Spytał Christopher.
- Harry… - Wyszeptałam.
- Nie… to nie możliwe. – Zaprzeczył.
- Sam popatrz… - Wskazałam głową kierunek.
Teraz już oboje się tam patrzyliśmy.
- Ej, dzieciaki… Wysiadamy… - Co?!
- Nie proszę, nie! – Jeszcze trochę i będę zdolna go błagać.
- Ale czemu? – Był zdziwiony. No na jego miejscu też bym była!
- Tam jest Harry… - Wyszeptałam i nie wiem czy dotarło do niego to co powiedziałam.
Zdjął z siebie bluzę z kapturem i podał i ją.
- Załóż może Cię nie zauważy. – Dlaczego ja mam rude włosy?
- Boję się… - Powiedziałam do brata.
Otulił mnie swoim ramieniem i przyciągnął do siebie. Daniel wyszedł pierwszy, ja druga, a Christopher zamykał pochód.
- Byle do samochodu. Byle do samochodu, byle do samo… - Zastanawiam się czy nie zacząć mówić pacierza.
- Annabel, oddychaj! – Daniel otwierał drzwi do samochodu.
- Łatwo mówić…
- Bardzo… - Uśmiechnął się i spojrzał na Chrisa.
- Dobra o co wam chodzi? – Jeszcze troszkę i wybuchnę.
- No bo on szedł koło nas i nawet na Ciebie nie spojrzał… - Powiedział cicho Chris.
- I wy mówicie mi to teraz?! – No i się wkurzyłam! Że jak? To nie możliwe! Wkręcają mnie!
- Yyy… tak. – Powiedzieli spokojni.
- Jak wy…! – Nie wiedziałam co powiedzieć.
- … mogliście? – Christopher podpowiadał szeptem nachylając się w moją stronę.
- Właśnie… Jak wy mogliście?! – No teraz to już brzmi sensownie.
- Normalnie… chodźcie, bo ludzie zaczynają się gapić. – Odpowiedział mi ze świętym spokojem Daniel.
- Ych… - Już nie miałam siły nic mówić.
Dojechaliśmy do domu o… no w każdy razie późno było, a nawet później.
- Dobra do kolejki po zakupy i na górę, dzieciaki, a jutro będziecie się rozpakowywać i jeszcze się zobaczy. Wręczył nam nasze torby i wygonił. Jak miło.
Postawiłam wszystkie torby przy wejściu do garderoby jak zdążyłam się dowiedzieć na zakupach i wyciągnęłam z nich piżamę.
Gdy się położyłam coś mi nie pasowało. Było tak dziwnie. Nie po mojemu. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę…
- Cześć, Mała… - Christopher. Na moją twarz momentalnie wpłyną uśmiech.
- Hej, nudzisz się?
- Nie…
- No to po co tu przychodzisz? – Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- No… bo… - Wyglądał jak mały chłopczyk proszący o coś mamę.
- Choć tu… - Poklepałam miejsce na łóżku obok siebie.
Uśmiechnął się od ucha do uch z ulgą. Kurcze łatwo go rozgryźć. Ułożył się wygodnie i przyciągnął mnie do siebie wtulając się w moje włosy.
- Dobranoc… - powiedział cicho.
- Dobranoc…

                        * DANIEL *

            Poszedłem sprawdzić, czy mnie młodzież posłuchała, ale gdy zajrzałem do pokoju Christophera nie było go tam. Sprawdziłem w pokoju Annabel i tam go też znalazłem. Spali wtuleni w siebie. Ech, co za dzieci.

* HARRY *

- Ej, Stary co jest? – Spytał mnie Lou.
- Nic, nic.
- Jeżeli nic, no to nie siedź taki zamyślony. Chyba nie przejmujesz się nowym nauczycielem?
- To raczej on powinien przejmować się mną… - Powiedziałem już trochę zły. No nie czarujmy się, ale nie jestem człowiekiem o stalowych nerwach. Mam swoje granice.
- Harry myśli o Rudej spod London Eye – Zayn nie mógł się powstrzymać ze śmiechem.
- Dzięki za przypomnienie, o niej też muszę pomyśleć… - Rozgryzł mnie skubany.
- Ha, Harry polujemy na następną panienkę? – Zayn już chyba ma plan.
- Nie, ona sama do mnie przyjdzie… - Byłem tego pewien.
~*~
Strasznie przepraszam za tydzień opóźnienia ale kompletnie straciłam poczucie czasu. Teraz już sobie przypomnienie ustawię. Zapraszam do dalszego czytania!

wtorek, 14 października 2014

PIĘTNAŚCIE

NOWE ŻYCIE


* ANNABEL *

Poszliśmy z Christopherem na górę i wzięliśmy dwa pokoje obok siebie. Ta akcja w kuchni była jakaś nie teges. Nigdy się tak nie zachowywał, nie mogę go zrozumieć. A mówią, że to kobieta  ma umysł nie do ogarnięcia. Zamknęłam drzwi do sypialni i dokładnie się po niej rozejrzałam. Była w kolorze błękitu.. Miała szarą pościel. Idealne połączenie. Poczuła się jak w Niebiosach. W pokoju były drzwi. Jedne prowadziły do następnego, tylko trochę mniejszego pokoiku, w którym były same szafki. To jakiś żart? Po co mi pokój, w którym są szafki i to puste? No nic zamknęłam dziwny pokoik i podeszłam do drugich drzwi. Zobaczyłam dużo urządzeń jak… to chyba jest toaleta. Z tego co pamiętam z lekcji o urządzeniach… służy do… dobra to chyba każdy wie… Daniel mówił o łazience to chyba jest ona. Podeszłam do lustra… przynajmniej to jest znajome… spojrzała co znajduje się po niżej. Jakiś wihajster? Podniosłam gałkę, a z tego czegoś zaczęła lecieć woda. Wow! No tego to u nas nie było. Zakręciłam tą magiczna rzecz i znowu odkręciłam i tak jeszcze raz i jeszcze raz.
- Annabel, co robisz? – Usłyszałam brata i szybko się odwróciłam.
- Nic, a co? – Nie wiedziałam o co mu chodzi i za plecami zakręciłam wihajster.
- No i właśnie tu mamy problem. Miałaś się naszykować do wyjścia, a nie psuć kran…
- A więc tak nazywa się to urządzenie.
- Tak, właśnie tak się nazywa… - Staną naprzeciwko mnie i zaczął majstrować przy mojej koszuli.
- Christopher, co robisz? – No tego już za wiele.
- Uczę się rozpinać guziczki. – Uśmiechnął się niewinnie i zaczął rozpinać trzeciego. Mój własny brat mnie rozbiera!
- Nie uważasz, że sama potrafię to zrobić? – Hello, ja mam ręce.
- Nie. – Rozpiął całą i po prostu wyszedł wcześniej nalewając mi wody do wanny.
Stałam jak głupia i patrzyłam się w zamknięte drzwi, gdzie zniknął mój brat. To było dziwne, ale przynajmniej odkręcił mi den drugi jak to powiedział kran.

* CHRISTOPHER *

Wiem, że to mogło dziwnie wyglądać, ale Daniela przecież nie będę rozbierać. Poza tym jakby nie chciała, to by i nie dała. Ja nie mam daru przekonywania. Zeszedłem na dół już umyty i zobaczyłem jak to określił naszego prawnego opiekuna. Leżał na podłodze przy jakiejś szafce i wyjmował z niej buty. Kurcze ale on tego ma.
- Echem… - Odkaszlnąłem.
- O już się wykąpałeś? – A co w tym trudnego?
- Tak i pokazałem, jak to zrobić też Annabel.
- Co za dziewczyna… - Kontynuuj, a już z tej podłogi nie wstaniesz… - …dobrze, że ma ciebie. – No masz szczęście
- Tak, ale gdy już wszystko załapie możesz Cię jeszcze zaskoczyć… - Oparłem się o ścianę. -  Ona… potrzebuje czasu.
- Znasz ją jak nikt inny… nie pozwól, żeby się jej coś stało. Widziałeś wczoraj jak na siebie działacie. Staraj sobie też nic nie zrobić. Wczoraj myślałem, że będziesz dłużej leżeć na ściółce, ale Ty się podniosłeś po paru sekundach. Jesteś naprawdę silny, ale to nie wystarczy do wykonania zadania. Musisz się nauczyć nad tym panować.
- Jedyne co mnie uspokaja to ona.
- Zauważyłem, ale może się zdarzyć, że ucieknie, bo będzie się bać. Musisz o to zadbać. – Wyciągnął do mnie rękę, abym mu pomógł wstać. Chwyciłem ją i podniosłem go bez większego wysiłku.
- Tu macie buty. Nie wiem czy będą dobre, ale to tylko na dzisiaj.
- Em, dzięki. Tak będą, ale Annabel ma drobną nogę i to będzie za duże… - Wskazałem na buta.
- Kurcze, tak myślałem, ale wyciągnąłem najmniejsze jakie miałem.
- To nic i tak dziękuję. Pójdę jej to zanieść. – Ubrałem swoje i ruszyłem po schodach.
Wszedłem do pokoju Any, a później delikatnie zapukałem do łazienki.
- Annabel, jesteś jeszcze tam? – Odpowiedziała mi cisza. – Annabel?!
Drzwi się otworzyły a w nic stanęła już ubrana dziewczyna. Kamień z serca. Przyciągnąłem ją do siebie.
- Czego się tak darłeś? – Zapytała zupełnie spokojna.
- Bo się nie odezwałaś… - Popatrzyłem jej prosto w oczy.
- Miałam włączone to… - Pokazała na sprzęt. A w jej oczach były jedne wielkie pytajniki.
- Tą suszarkę. – Dokończyłem za nią.
- No właśnie… Suszyłam włosy.
Wywróciłem oczami i wyłączyłem sprzęt z kontaktu. Posadziłem ja na łóżku i założyłem buty, które od razu jej spadły.
- Christopher, co to jest?
- Buty, które są na ciebie za duże.
Poddaje się.

* DANIEL *

Aniołki zeszły na dół, podczas tego Annabel zdążyła zgubić oba buty ze cztery razy.
- To co idziemy?
- Tak. – Znów odpowiedzieli równo. Co oni z tym mają?
Zamknąłem na klucz dom i pojechaliśmy samochodem do sklepu. Podczas jazdy opowiadałem i jak to będzie.
- Podręczniki i resztę rzeczy macie kupione, ale zostały nam ubrania i te nieszczęsne buty. – Tu spojrzałem razem z Chrisem na Annabel, a ta się zarumieniła i spuściła głowę.
Zaparkowałem po galerią, a oni otworzyli buzię. To będzie trudne przyzwyczaić ich do życia na Ziemi. Dałem im pieniądze.
- Idźcie sobie pokupować ubrania i co tam potrzebujecie, a ja pójdę pojadę na chwilę do waszej szkoły. Spotkamy się za cztery godziny, okay? – Nie zadawajcie zbędnych pytań, błagam!
- Okay, tylko gdzie? – Uff…
- Jak wejdziecie do budynku to zaraz po lewej macie restauracje zamówcie sobie obiad jak skończycie zakupy i poczekajcie na mnie.
- Dobra, pa. – Odpowiedzieli równo.
Pokiwałem tylko głową i uśmiechnąłem się pod nosem. Zaczynają mnie bawić.

wtorek, 7 października 2014

CZTERNAŚCIE

ZAKWATEROWANIE

* CHRISTOPHER *

            Myślę, że bez Daniela byśmy sobie nie poradzili. Gdy Annabel usnęła, już się nie odzywaliśmy, aby jej nie obudzić. Nie szliśmy długo, aż doszliśmy do samochodu. Wsiedliśmy do niego jechaliśmy przez dłuższą chwilę. Dojechaliśmy na obrzeża Londynu. Nasz nowy dom był naprawdę piękny. Gdy dotarliśmy Daniel wyciągnął z tylnej kieszeni spodni klucz, którym otworzył drzwi mieszkania, a raczej willi. Znajdowała się, no jakby to opisać… blisko lasu, ale nie tego gdzie zlecieliśmy z nieba… Nie była jakoś specjalnie wyszukana, ale jak dla Aniołów znajdujących się od jakiś 20 min na Ziemi, zupełnie wystarczy, a nawet będzie za duża.
- Christopherze, zanieś ją na piętro, tam są sypialnie, połóż ją w jednej z nich i sam też idź spać. Wiele dziś przeszliście, ale to tylko początek. Dzisiaj wytłumaczę wam co i jak, a w poniedziałek pójdziecie do szkoły. – Okay, tylko…
- Co dzisiaj jest?
- Sobota, idź już spać… - Uśmiechnął się jak usłyszał pytanie.
- Dobranoc…
- Dobranoc… tylko wstańcie dzisiaj, bo musicie zwiedzić okolice, a co najważniejsze jako ludzie musicie pić i jeść. – jak na zawołanie z mojego żołądka dobiegły dziwne głosy.
- No właśnie… o tym mówię – Powiedział.
Nie ciągnąłem dalej tematu. Byłem zbyt zmęczony. Jak nigdy czułem się do bani. Czy to też przez to, że jestem człowiekiem?
Dosłownie upadłem na łóżko kolo siostry i zasnąłem w jednej chwili…. Mam taką nadzieję, że zasnąłem….

* DANIEL *

            Lubię ich. Przypominają mi mnie w młodości. Mam zamiar im pomóc i to jak najlepiej potrafię. Jeśli nie wykonają zadania, to albo będą uczyć młodsze pokolenia, albo tak jak ja zostaną przewodnikami.
            Zasnąłem, pamiętać wcześniej o zamknięciu drzwi frontowych. Właśnie kolejna rzecz, o której będę musiał powiedzieć Aniołkom… Mam nadzieję, że mogę ich tak nazwać…

* 10 GODZIN PÓŹNIEJ *

            Zerwałem się z łóżka, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Pójść ich obudzić? Może najpierw się wykopać? Nie… Najpierw zrobię śniadanie. Pójdę ich poszukać, bo nie wiem w jakich pokojach śpią, powiem co maja zrobić i pójdę się odświeżyć… Też źle… dam im pospać. Nie będę zgredem.
Poszedłem się umyć, po skończonej porannej toalecie, zacząłem ich szukać. Długo to nie potrwało. Spali u mnie… jak to możliwe, że ich wcześniej nie zauważyłem? Co prawda spałem na kanapie, ale przecież… w jakim pokoju ja brałem prysznic?! No mniejsza…
- Christopher… obudź się. Ej, stary byku. No już…! – Jego to coś rusza w ogóle?!
- Annabel.. – Budząc ją o mało co zawału nie dostałem, a ona powinna tak mieć…
- Jezu, kobieto…!
- Miło, że zauważyłeś… - Powiedziała sennie i przetarła oczy.
Już ją lubię.
- Umiesz obudzić swojego brata? – Chciałem się upewnić. – Bo ja próbowałem już wszystkiego. - Co prawda, to prawda wody nie, ale ona jeszcze nie zna tych sposobów.
- Umiem… - Wtuliła się w brata tak samo ja wcześniej, a on do niej.
No co za ludzie…
- Ej, ale wstawać…
- A co ja niby robię?! – Annabel popatrzyła na mnie jak na idiotę…
- No…śpisz? – Nie wiedziałem o co jej chodzi.
- Nie… Usiądź i oglądaj… bo to Ci się jeszcze przyda. – Zrobiłem ja powiedziała i zacząłem ich oglądać. Troszkę się niezręcznie czuję.
- Christopher… - Powiedziała szeptem i zaczęła m muskać klatę. – Wstawaj… - Chłopak mruknął coś niewyraźnie i ziewnął. – Christopher… - Nie dawała za wygraną i cały czas muskała mu klatkę, a raczej pierś, będąc wtulona chłopaka.
- Co jest Kochanie? – Kochanie?! Czy ja o czymś nie wiem? Ale to rodzeństwo!
- Pora wstawać… - Nadal szeptała Annabel.
- No już, już. – Otworzył oczy i od razu zerwał się na równe nogi jak mnie zobaczył. – Czy wy musicie się nade mną znęcać?!
- Jakbyś wstał, gdy Cię budziłem to byśmy tego nie robili. – Chyba nie miał zamiaru mnie słuchać, bo położył się z powrotem na łóżku i przyciągnął do siebie Annabel.
- Budziłeś mnie? Coś słabo Ci poszło…
- No co ty nie powiesz? – Bawi mnie ten dzieciak…
- Możemy jeszcze pospać? – Spytała niepewnie Annabel.
- Chciałbym wam na to pozwolić, ale nie. Mam parę spraw, które muszę z wami uzgodnić. Pytanie. Najpierw mycie czy śniadanie? – Jak na zawołanie zaburczało im w brzuchach.
- Śniadanie? – Odpowiedzieli pół na pół pytaniem i oznajmieniem, a na ich twarzach pojawił się uśmiech. Zeszliśmy na dół, usiedli przy stole, a ja zacząłem robić śniadanie mówiąc:
- To tak, nie wiem czy Rada was poinformowała, ale nie będziecie tutaj sami. Na Ziemi nie jesteście jeszcze pełnoletni, więc jak pójdziecie do szkoły ktoś musi wam podpisywać papiery. Ma być to osoba pełnoletnia… - Wskazałem na siebie. -… i najlepiej rodzina, a jeżeli nie to prawny opiekun… - Tu również powtórzyłem czynność. – Tu na Ziemi jestem waszym … Wolicie ojca czy prawnego opiekuna? – Zapytałem, bo ja nie miałem wyboru, a chciałem go mieć.
- Prawnym opiekunem. – Odpowiedzieli równo.
- W porządku. Czyli jestem waszym opiekunem prawnym. Wasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a ja jestem dalekim kuzynem siostry ojca waszego dziadka od strony matki. Łapiecie?
- Ychym… - Powiedzieli niepewnie..
- Mamy takie samo nazwisko, ja za was odpowiadam, daje kesz i tak dalej.
- Aaa… - Chyba znaczne literować
- No to fajnie. – Postawiłem przed nimi śniadanie i wyjąłem z szafki potrzebne rzeczy. – Tu macie wasze papiery, czyli legitymacje szkolne. Nie patrzcie tak na mnie, Rada takie zdjęcia przysłała.
– Nie chodzi nam o zdjęcia, ale o to skąd ty te dokumenty wytrząsnąłeś? – Christopher poprawił moja pomyłkę.
- A, pracuje w tej szkole, do której uczęszczacie, Jestem profesorem… - Kurcze… czego ja tam miałem uczyć?
- Profesorem czego? – Dopytywała się Annabel.
- Widzicie ja nie uczę tylko jednego przedmiotu. Nauczam biologii, matematyki i jeszcze czegoś…
- A będziesz nas czegoś uczył? – Christopher nie dał mi dokończyć.
- Ta, matmy… - Gdy to powiedziałem uświadomiłem sobie, że mnie rozgryzł. Popatrzyłem na niego nie mogąc uwierzyć. – Dobry jesteś mały…- Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Dobra kolejna rzecz… Od razu mówię, że ten pokój, w którym spaliście jest mój, więc znajdźcie sobie inny. Najlepiej dwa no chyba, że chcecie spać razem… - Nie mieszam się do tego.
- Jasne. – Popatrzyli się na siebie i uśmiechnęli.
- Myślę, że nie będzie z tym problemu, ale musimy wybrać się na zakupy.
- Zakupy, po co? – Annabel chyba nie wiedziała do czego to służy.
- Ana, mówiłem Ci już, że Cię uwielbiam? – No nie mogłem się powstrzymać.
W jednej chwili zostałem przyciśnięty do lodówki, przez chłopaka.
- Uważaj na słowa! – Krzyknął i podniósł mnie do góry, tak że nie dotykałem nogami podłogi.
- Opanuj się Christopher, on mi nic nie zrobił. – Powiedziała Annabel podchodząc do nas i kładąc ręce na plecy chłopaka.
Bałem się, przyznaje się bez bicia. Ten chłopak jest nieprzewidywalny. Współczuję amantom Annabel.
- Christopher, puść. – Powiedziałem spokojnie.
Wkurzony chłopak opuścił nie na podłogę i wyprostował mi koszulę.
- Przepraszam… - Powiedział i wziął siostrę w ramiona. Usiadł z nią na jednym krześle i zaczął karmić. Jezu lepiej mu nie podpadać.
- Dobra wracając do lekcji organizacyjnej to pójdziecie się odświeżyć i pojedziemy po ubrania dla was odpowiadając na twoje pytanie Annabel. – Pokiwała głową na znak, że rozumie. – Mamy na nazwisko Johnson. Jak będziecie się gdzieś podpisywać to właśnie tym nazwiskiem. Czy to będzie sprawdzian, czy na regulaminie wycieczki, rozumiecie? Tak samo jak ja mówię do was po imieniu, tak nauczyciele będę mówić do was po nazwisku chociaż wątpię, żeby to w waszym przypadku poskutkowało. Jeżeli chodzi o buty to jakieś powinienem jeszcze mieć, ale tez będziemy musieli kupić. Teraz idźcie wybrać pokoje i się umyjcie ręczniki macie w łazienkach. – Popatrzyli na mnie jak na idiotę. No tak tyle niezrozumiałych słów w jednym zdaniu. Ale z ciebie palant. O nic nie pytali. Po prostu wyszli. 

wtorek, 30 września 2014

TRZYNAŚCIE

NIEZNANE

* ANNABEL *

            To jakiś koszmar. Że ja? Z nim? Z szefem Gangu? Dilerem i tak dalej…?
Nie to się nie dzieje naprawdę. Proszę potwierdzicie mi to, błagam.
- Witajcie młodzi rekruci! Ej Annabel, głowa do góry. – Skąd ten Anioł zna moje imię.
Wstaliśmy i przywitaliśmy się z… jak to się przedstawił …Danielem.
- Dobra, a więc tak schodzimy na Ziemię. Dotarło? – Popatrzyliśmy z Chrisem po sobie i na raz pokiwaliśmy głowami na „Nie”. Normalny to by zrozumiał, ale no bez przesady jesteśmy parę dobrych kilometrów nad poziomem morza.
- Po pierwsze, to któreś z was będzie musiało rozłożyć skrzydła, bo dwójki nie uniosę. – Chris ja Cię nie uniosę!
- To ja… Tylko powiedz mi jak… - Dzięki Panie.
- Zdejmij koszule, bo niestety ubrania się przy tym niszczą. – Dopiero zwróciłam uwagę, że jest ubrany jak my, ale bardziej kolorowo. Chris zaczął rozpinać guziczki, ale coś mu nie szło i zanim zdążył oderwać trzeciego odepchnęłam jego ręce.
- Powiedz mi, jak Ty się w to ubrałeś? – Chciało mi się z niego śmiać i sama zabrałam się za rozbieranie brata. Jezu ale wtopa.
- Zapinanie jest dużo prostsze od warunkiem, że się założy koszulę na prawa stronę, a potem zacznie od dobrej dziurki do właściwego guziczka. – Dan nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem, a ja zaraz po nim.
- Chłopie to będziesz to ostro ćwiczył, bo tam na Ziemi laski jak coś od Ciebie chcą to tylko, żebyś jej pomógł się rozebrać. – Jego mina była bezcenna.
- Myślę, że większej zachęty mu nie potrzeba. – Puściłam do brata oczko.
Uśmiechnął się szeroko.
- Dobra to zanim zwrócisz na siebie uwagę młodych Anielic ta swoją klatą to bierzmy się do dzieła. Pomyśl jak to było latać przez te chmury. Jakie to było przyjemne. – Chris zamknął oczy i napiął mięśnie. Był bardzo skupiony, ale ja nie wiedziałam po co to dopóki nie zauważyłam rosnących skrzydeł z blizn. Jednak nadal miał tatuaż.
- Super, szybko pojąłeś. Weźmiesz Annabel i zlecimy na Ziemię.
- Jasne… Choć, Mała poniosę Cię trochę. – Chyba mu się to podoba, noszenie mnie, chociaż ja też nie mam nic przeciwko.
- Ostrzegam, że wylądujemy w lesie, więc będzie jeszcze kawałek do przejścia piechotą. Dlaczego Rada nigdy nie daje butów?! Znowu będę musiał złożyć wniosek. – Chyba się wkurzył.
Wzięłam od Chrisa jego pomiętą koszulę, a on wziął mnie. Rozłożyli skrzydła i powoli zaczęli zlatywać na dół. Dopiero teraz spostrzegłam, że już jest dawno po zachodzie słońca. Widać gwiazdy i … Nialla. Wtuliłam się bardziej w brata. Będzie mi go brakować.
- Ej Ana, co jest? – Chris zawsze wie, że coś mnie trapi.
- Widać Nialla… - Szepnęłam.
Spojrzał w górę, a jego wzrok powędrował na najjaśniejszą gwiazdę.
- Kurczę, nie wiedziałem, że go aż tak widać… - Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Powiedz, co chcesz powiedzieć.
- Nie… to będzie bardzo złośliwe…
- No mów…
- Jakbyś jeszcze tydzień spała z Niallem to byś też świeciła jak on, ale… - Dostał w łeb.
- To było wredne nie złośliwe…
- Masz rację, przepraszam.
- I ja wcale nie spałam z Niallem.
- Wcale… Tylko koło niego.
- No właśnie… - Wybuchnęliśmy śmiechem, a za nami Daniel. Upss… Chyba słyszał naszą rozmowę.
Do końca lotu jeż się nie odzywaliśmy, bo nie mogliśmy się nadziwić widokiem jaki ukazywał się nam przed oczami. To było nie do opisania.
Wylądowaliśmy, jak mówił Daniel, w lesie.
- Ja cię kręcę… te zdjęcia na lekcjach wcale nie oddają piękna tego świata. – Powiedziałam nie mogąc się zadziwić.
- Zaraz ruszymy dalej, ale najpierw musimy z Chrisem schować skrzydła. – Oznajmił nam i zwrócił się do mojego brata. – Christopher…
- No…
- Zamknij oczy i przypomnij sobie jak Rada chowała wam skrzydła w ciele… od razu powiem Ci, że już nie będzie tak bolało. – Wszyscy troje się skrzywiliśmy.
Chłopak znów przybrał taką samą pozę jak wcześniej i tym razem też napiął wszystkie mięśnie. Jego skrzydła zaczęły się zmniejszać i chować z powrotem do jego ciała. Gdy było po wszystkim Chris z jękiem upadł na kolana.
- No właśnie, to są skutki uboczne… Przykro mi, ale za jakieś pięć minut poczujesz się lepiej.
- Annabel, Ciebie nic nie boli?
- A ma mnie boleć? – Nie wiedziałam o co mu chodzi.
Odszedł ode mnie na trzy kroki.
- Podejdź do mnie... – Poprosił.
Zrobiłam jak kazał, ale przy pierwszym kroku stało się ze mną to samo co z Chrisem, ale troszkę mniej mnie bolało. Tatuaż strasznie piekł.
- No właśnie… - Powtórzył. – Jesteście połączeni. Jeżeli coś się stanie któremuś z was drugie odczuje to samo tylko, że o połowę delikatniej.
- O połowę…? – Nie mogłam uwierzyć… Przecież ja ledwo co mogę oddychać.
- Annabel, choć idziemy. – Chris już się podniósł.
Również stanęłam na nogi, ale zaraz wpadłam w ramiona brata. Wziął ode mnie swoją koszule i zapiął ją. Mnie w tym czasie trzymał Daniel.
- Chodźcie idziemy do domu. Chris weź ją na ręce. Powiem wam, że każdy Anioł, który schodzi na Ziemię… - Zagadywał nas prowadząc do jak to powiedział domu. – ...ma swojego Przewodnika. Ja jestem do waszej dyspozycji, ale o tym opowiem wam później. Teraz dojdźmy na miejsce. – Ból w plecach ustępował.
Daniel wyszedł przed nas, a my mogliśmy zobaczyć dwie szpary podziurawionego materiału na wysokości łopatek.
- Danielu, te dziury które masz w koszuli to są po skrzydłach? – Zapytałam zachrypniętym głosem.
- Tak…
- A czy ty też masz… - Ledwie co mówiłam, ale chciałam to wiedzieć tylko, że mi przerwał.
- Tak też mam tatuaż… Annabel musisz odpocząć… śpij. Zaraz będziemy na miejscu.
Usnęłam, gdy wychodziliśmy z lasu na jak to on ujął? Ulicę?

wtorek, 23 września 2014

DWANAŚCIE

ZADANIA


* CHRISTOPHER *

Jak ona może to ja też. Nie mówcie mi, że nie…
- Już czas… - Nasze przekomarzania przerwał nam Dimitry.
Zaczynam gościa nie lubić. Zacisnąłem szczękę i objąłem siostrę w pasie. Przepuścił nas w drzwiach i szedł zaraz za nami. Jakbym miał czym do właśnie by dostał po mordzie, ale głupi to ma szczęście, nie?
Stanęliśmy przed Radą.
- Christopherze, czy jesteście gotowi? – Marcus, zaczął się dopytywać zanim dobrze zdążyliśmy się im na powrót przyjrzeć.
Nie mam pojęcia dlaczego, ale jakoś się tak ustatkowało, że to zawsze Anioły, a nie Anielice odzywają się do Rady. Zawsze tak było, jest i… czy będzie to tego nie wiem…
Przyciągnąłem siostrę bliżej siebie i popatrzyłem w jej oczy. Bała się i to cholernie…
- Jesteśmy gotowi. – Powiedziałem nie patrząc na Archaniołów.
- Ogólne zasady jakie będziecie musieli przestrzegać są proste… - Ciągnął dalej Archanioł. – Zechcecie zapisać? – Co on, ma zamiar na to trzy godzinny wykład o tym robić? Ej, facet my się o tym w szkole uczyliśmy. Nie powiesz mi teraz, że to na marne…
Nie czekając na nasza odpowiedz, pałeczkę przejął Arcady.
- Zasada pierwsza: „ Nie wolno wam się dać z demaskować.”, druga „Staracie się wypełnić swoje zadania jak najlepiej umiecie.”, trzecia… - Nie mówcie mi, że tak będzie przez cały czas… - „Pamiętacie, że drugiej szansy nie dostaniecie”… - Urwał i nie spieszyło mu się, aby kontynuować.
- To tyle…? - Spytałem ze zdziwieniem słyszalnym w głosie.
- Nie… - Odrzekł Raphael. - Ale o reszcie dowiecie się w trakcie wykonywania zadań.
- Jakie one są… - Dłużej nie wytrzymałem.
- Proste, przynajmniej dla Ciebie. Annabel będzie miała trudniejsze… - Arcady chyba nie wyraził się dość jasno, albo ze mną jest coraz gorzej.
- Jak to?
- Arcady, czy będziesz tak miły i przeprowadzisz ich przez tą otchłań niewiedzy? – Marcus chyba nie ma tyle cierpliwości na ile wygląda.
- Tak, chyba będę musiał… - Nie spieszył się do tego, a mnie cholera jasna brała.
- No wiec?
- Annabel… - Zwrócił się do mojej siostry i czekał aż na niego spojrzała. - … twoimi zadaniem jest odmienić życie chłopaka. Jest on niebezpieczny, ale nie sam z siebie. Coś z jego przeszłości wpłynęło na jego przyszłość. Teraz uczęszcza do Liceum w małym miasteczku, gdzie was sprowadzimy. Zostałaś zapisana razem z bratem do tej szkoły. Będziesz tam pobierała nauki i starała się wypełnić powierzone Ci zadanie, rozumiesz? – Nawet ja nie skapnąłem się co ona ma zrobić.
- Proszę o powtórzenie, Wielka Rado… - Dzięki Bogu siostrzyczko.
- Masz sprawić, aby stał się lepszym człowiekiem, zaczął szanować kobiety, przestał kraść i nadużywać używki. Ponadto pić alkohol i zaprzestać działania gangu. Rozumiesz?
- Czy macie jego zdjęcie? – Nie wytrzymałem.
Spojrzeli się na mnie krzywo, ale łaskawie wyciągnęli cztery zdjęci i podali nam. Fotografie przedstawiały czterech chłopaków w moim wieku. Każda fotografia była podpisana.
Liam Payne Zayn Malik
Louis Tomilson Harry Styles
- Którego z nich dotyczy moje zadanie? – Spytała Annabel drżącym głosem. Wiedziałem, że była przerażona.
- Harryego Stylesa. – Odpowiedzieli równo.
- Jak mam go odmienić? Przecież on jest… - Nie wiedziała jak to ująć.
- Na tym polega cały gwóźdź programu. Sama musisz to odkryć. Jesteś kobietą, wymyśl coś.
- Kobietą… ale to nic nie zmienia…
- Zmienia. Bardzo dużo. Dlatego zostałaś wybrana do tego zadania. Ty, nie Christopher musisz go zmienić. Za wszelką cenę.
- Zaraz… Wielka Rado, a jakie ja mam zadanie? – Chyba się domyślam dlaczego Ana dostała to zadanie, ale ja swojej zgody na to nie dam.
- Ty, Christopherze masz na zadanie chronić ją. – Odpowiedział mi Raphael.
- Jak? Jeżeli będzie musiała być z nim blisko?! Jak mam ją wtedy ochronić?
- Jeżeli chcesz znaleźć odpowiedź sam sobie musisz zadać te pytania. – Że co?
- Tyle mieliśmy wam do przekazania. – Marcus zakończył spotkanie.
- Annabel fotki możesz sobie wziąć, widzę że nie możesz oderwać od nich wzroku. – Arcady, jak to miło z Twojej strony.
- Możecie iść. Aha, Jeżeli wam się nie uda, nie będziecie mieli prawa wyboru. – Ostrzegł nas Raphael.
Dimitry wyprosił nas z siedziby Rady i zaprowadził na Krańce Niebios. Tam gdzie nie ma odwrotu i ostawił nas, mówiąc abyśmy poczekali na Przewodniczkę.
Usiedliśmy na obłoku, a Ana nadal była wpatrzona w zdjęcie owego Harryego. Nie wiedziałem jak mam ja pocieszyć.
- Christopher…? - Spytała szeptem.
- No? – Odpowiedziałem tak samo.
- Co miałeś na myśli mówiąc: „Będzie musiała być z nim blisko.”?
- Nie wiesz? – Idioto jak mogłaby wiedzieć?!
- Nie…
- To znaczy… ych kurcze. Tak jak jesteś z Niallem. Całujecie się, przytulacie, mówicie czułe słówka… - Wzdrygnęła się. No tak. Jak takiego potwora można stać na czułe słówka.
- Ja nie chce Chris… - Po jej policzku spłynęła łza.
- Mała, ja też nie chcę, abyś to robiła, ale innego wyjścia nie ma.
- Wiem…
- Ej, ale mam prośbę… - Może to ją czymś zagada.
- Jaką?
- Nie pakuj się w duże tarapaty na dole, ok.?
Uśmiechnęła się.
- Okay…
~o~
Więc tak, kolejny rozdział, a ja notkę wstawiam tylko dla wyjaśnień....
Otóż... Christopher w ten sposób pokazuje nam jaki jest. Swoje prawdziwe "Ja".
Komentujcie!

wtorek, 16 września 2014

JEDENAŚCIE

PRZEMIANA


* NIALL *

Mam się nią zająć? No dobra, myślę, że dużego kłopotu nie sprawi. Co prawda, to prawda nasz wygląd się nie zmienia, ale myślenie i w ogóle umysł tak. Dorastamy w takim samym czasie jak ludzie, ale mamy dwa razy więcej wiedzy.
Tak.
Też chodzimy do szkoły.
Też mamy matmę, biologie, fizykę i te sprawy.
Tez mamy nauczycieli, którzy nas uczą.
Ale… Są też tacy, których nazywamy specjalistami od człowieka.
Uczą nas jak zachowują się ludzie. Jakie maja sprzęty, zwyczaje, święta, związki między sobą. Uczą nas tego, żeby nie było takich przypadków jak… No wiecie… Ech… Anioł schodzi na Ziemię i… nie wie jak ma się zachować, mówić, chodzić, ubierać… no tu będzie problem… jeżeli chodzi o facetów, chociaż o kobiety również. Tam na dole nosi się koszule, lub bluzki. Dziewczyny noszą spodnie, znaczy większość z nich…
- Niallu… - Jak zwykle moje rozmyślania musiał mi ktoś przerwać.
- Tak… - Jeszcze nie wiedziałem kto jest tym kłosiem, więc wolę nie ryzykować mówiąc: „Czego?”, jak mam to w zwyczaju. Chociaż do przyjaciół nie używam tego tak często, no chyba, że mam zły humor.
- Pożegnałeś się już z Christopherem i Annabel, prawda?
- Tak, Raphaelu. – Nie wiedziałem o co mu chodzi.
- Więc możesz już wrócić do swoich obowiązków. – Arcady, chyba sobie ze mnie kpisz!
- Tak, to prawda. Arcady… Marcusie… Raphaelu… - Znów każde z imion otrzymało skinięcie głową. Lidia się ukłoniła.
Objąłem ją w pasie i zaprowadziłem do osobnej komnaty, gdzie wszystko wytłumaczyłem i jednocześnie nie mogłem pożegnać ostatecznie kumpli.
Kiedyś mi za to zapłacą…

* ANNABEL *

Gdy Niall wyszedł Rada zwróciła się do nas.
- Przejdziecie małą przemianę, po której już nie będziecie mieć skrzydeł, swoich ubrań i otrzymacie kolejne wskazówki, które pomogą wam w wykonaniu waszych zadań. – Oznajmił nam Marcus. – Co wolicie najpierw? Przemianę czy zadania? – Spytał Arcady.
Kurcze do wyboru do koloru. Normalnie brać i uciekać.
Popatrzyliśmy się z Chrisem na siebie i odpowiedzieliśmy jednoznaczne.
- Przeminę…
- A więc… Wasze skrzydła… Muszą być schowane, ale bardzo dobrze, bo inaczej śmiertelnicy dowiedzą się kim jesteście. Pierwsza zasada to: „Zakaz ujawniania się.”, chyba że sami nabiorą podejrzeń… Nadążacie? – Raphael nie czekał na nasza odpowiedz. – Dobrze. To do dzieła.
Wstali ze swych krzeseł i podeszli do nas. Otoczyli ze wszystkich stron i na każdym z nas położyli rękę. Coś było nie tak… Bolała mnie skóra otaczająca skrzydła.
- Wasze skrzydła, zmniejszą się i wejdą w was. Będziecie dla nich azylem, więc dbajcie o swoje ciało śmiertelne, bo drugiej szansy nie będzie. – Gdy wypowiedzieli te słowa Arcady zaczął wydawać z siebie niewyraźny mamrot. Potem dołączył do niego Marcus i Raphael. Złapaliśmy się z Chrisem za ręce i zamknęliśmy oczy. Czułam nieznośny ból na plecach, ale był ona nie do zniesienia w porównaniu do pieczenia i swędzenia skrzydeł. Były coraz mniejsze i bardziej delikatne. Wchodziły do blizny, z której wyrosły, a na plecach pojawiał się tatuaż przedstawiający skrzydła. Gdy zniknęły one całkowicie czułam ból na bliznach, zasklepiały się, ale nie do końca. Pomiędzy nimi była szrama, mniej więcej taka jak się przebije ucho, tylko, że dużo większa i podłużna. Bolało i to bardzo. Zdjęli swoje ręce z naszych ciał i wręczyli ubrania. Kazali iść się przebrać. Zaprowadzili nas do innej komnaty. Było to dziwne uczucie nie mieć skrzydeł. Zazwyczaj byłam przyzwyczajona, że jak idę to zajmuje jeszcze co najmniej pól metra za sobą, a teraz nic. Kurcze dopiero co nauczyłam się latać.
Przebrałam się i przejrzałam w lustrze. Piekły mnie plecy i to strasznie. Gdy spojrzałam w odbijającą taflę to się przestraszyłam. Panie, jak ja wyglądam! Przede mną stała dziewczyna w czarnej, obcisłej koszuli i takich samych spodniach. Kto to widział?! Spodnie, też mi coś. Ciekawe jak Chris pogodzi się z koszulami?
Wyszłam z przebieralni i moim oczom ukazał się brat. Ja cię kręcę! Nie no, ale mam brata. Normalnie ciacho, że wow. Prawdopodobnie moje usta przypominały wielką literę O, ale co ja poradzę. Jestem tylko kobietą. Christopher był tak samo ubrany jak ja, tyle że mu jest z tym do twarzy. Zobaczył mnie.
- Fi-fu-fiiu… Mała… No teraz to oddajesz swój charakterek.
- Nie wkurzaj mnie. Wyglądam…. No sam popatrz. Wyglądam…
- …Seksy – Dokończył za mnie, ale nie koniecznie w tym kierunku myślałam.
- Seksy…? Seksy to Ty wyglądasz, a nie ja.
- Dobra, dobra. Oboje wiemy, ze ty tu jesteś laską…
- Miło, że zauważyłeś… Zawsze w Ciebie wierzyłam, ale mogłeś się troszeczkę wcześniej domyślić. Naprawdę potrzebowałeś na to siedemnaście lat? – Jak ja lubię go wkurzać.
Przyciągnął mnie do siebie i wyszeptał bardzo cicho.
- Nie drocz się ze mną… - Ugryzł mnie w ucho.
- Ej, nie jestem Sue…
- To prawda, … ale wprawiam się na przyszłość…

Że jak?!

wtorek, 9 września 2014

DZIESIĘĆ

POŻEGNANIE


* ANNABEL *

            Cieszyłam się, że mogła jeszcze zobaczyć Nialla, ale nie podobało mi się to, że akurat w pałacu Wielkiej Rady. Cały czas przylegałam ciałem do chłopaka, ale poczułam ciepłe ręce brata na mojej tali co znaczyło, że muszę się przywitać z Archaniołami. Gdy rozejrzałam się po sali zobaczyłam, że krok od Nialla stoi Anielica, której nigdy wcześniej nie widziałam. Była tak samo wystraszona jak ja. Stała ze spuszczoną głową jakby chciała zapaść się pod ziemię. Znam to uczucie, też tak się czułam, gdy Niall nas tu przyprowadził pierwszy raz. Miałam przy sobie brata, a ona nie ma nikogo. Stanęłam na środku koło Chrisa i ukłoniłam się każdemu z członków Rady. Chris tylko skinął głową i wymienił imiona Radnych. Zawsze tak było.
- Chrisie, Annabel pożegnajcie się z przyjacielem i nowoprzybyłą. – Arcady powiedział a raczej rozkazał nam co mamy robić. - Dymitrze, możesz puścić Gwiazdę Polarną, miejmy nadzieję, że umie się zachować przy swojej… jak mi wiadomo, dziewczynie. – Spojrzałam na niego krzywo i miałam nadzieje, że to zauważył.
Odwróciliśmy się do Nialla i tajemniczej Anielicy. Popatrzyłam na Christophera, aby wiedzieć z kim się najpierw mam pożegnać. Wskazał głową na Nialla. Do niego podeszłam. Jeszcze raz się do niego przytuliłam, ale tym razem i on nie objął. Rozłożył skrzydła i przycisnął mnie do siebie nimi jak to miał w zwyczaju, a w dłonie wziął moja twarz. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, popatrzył mi się w oczy i jeszcze raz nie pocałował.
- Nie zapomnij mnie, dobrze? – Spytał.
- Jakbym mogła?
- Kocham Cię Annabel. – Wyznał jeszcze raz.
- Ja też Cię kocham Niall. – Pocałował mnie w nosek. – Mam prośbę…
- Dla Ciebie zrobię wszystko… - Obiecał.
- Zaopiekuj się ta Anielicą. – Wskazałam głową na dziewczynę, która w tej chwili była tulona przez Chrisa. Coś jej tam szeptał, a ona po prostu płakała w jego ramię.
- No… dobra, spróbuję. – Powiedział kwaśno.
- Nie masz próbować tylko się nią zaopiekować! Zrozumiano?! – Wkurzyłam się.
- Tak, proszę nie denerwuj się. – Powiedział zdziwiony.
- To nie dawaj mi powodów. – Chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam i podeszłam do brata. Klepnęłam go w ramię na znak, że teraz moja kolej…
- No widzisz nie masz co panikować… słuchaj teraz zostawię Cię z moją siostrą, okay? No dobra to się ode mnie odklej Mała… - Powiedział pogodnym głosem, a Anielica się uśmiechnęła. Gdy tylko była wolna porwałam ją w ramiona.
- Jestem Annabel, a Ty? – Szepnęłam jej na ucho
- Li… Lidia… - Odszepnęła.
- Ładnie. Słuchaj nic się nie martw. Niall się tobą zaopiekuje. Obiecuję.
- Dzięki.
- Nie masz za co. Ej, ale nie płacz już… Kiedyś i na Ciebie przyjdzie pora… - Próbowałam ją pocieszyć.
- Nie przyjdzie… Jestem zastępcą Nialla… - No… to … mamy problem.
- Ach, ja nie wiedziałam…
- Skąd mogłaś wiedzieć? – Powiedziała pogodnym głosem i zaczęła wycierać łzy.
Nie mówiłam nic w stylu: „Ej, będzie dobrze.”, bo to i tak nie prawda. Kurcze co ja mam jej powiedzieć…?
- Annabel, … musimy iść… - Panie dzięki Ci za niego.
- Cieszę się, że Cię poznałam…
- Ja Ciebie też… no, że się cieszę… - Jeszcze raz ją przytuliłam, a chłopaki zrobili ten swój, jak to mówią „Męski uścisk.”. Ciężko to będzie. Jeszcze raz przytuliłam się do Nialla i podeszłam do brata łapiąc go za rękę.
Stanęliśmy przed radą. Zaczęłam się trząść. Przecież nie wiem co teraz będzie.

                        * NIALL *

            Podszedł do mnie Chris. Szczerze mówiąc nie wiedziałem co miał zamiar zrobić. Był zły, ale na jego twarzy widniała grobowa mina. Jak zawsze zresztą.
- Niall, ja wiem, że nie będziemy się widzieć przez dłuższy czas i to ma być nasze pożegnanie, czyli ogólnie łzy sutku i tak dalej, ale… - Zawiesił głos, aby nabrać powietrza. Oho szykuje się długi wykład. - … zawiodłem się na tobie i muszę dać Ci z tego powodu…
- Tak, tak… dasz mi teraz ochrzan nie wysłuchując mojej obrony. – Wyszedłem mu naprzeciw.
Otworzył buzię i uniósł ramiona nabierając powietrza, ale nie widział do powiedzieć. Wypuścił więc dwutlenek węgla…
- … Słucham… - Łatwo go rozgryźć…
- No więc, w środku nocy dostałem list, w którym Wielka Rada załączona na widocznym przez ciebie obrazku wezwała mnie do siebie. Oznajmili mi, że do naszego grona przystępuje nowa, tak więc, co należy do moich obowiązków musiałem po nią polecieć.
- Tak tą wiadomość, przekazała mi Lidia przed paroma minutami, ale dlaczego masz do niej taką niechęć? O ile pamiętam mnie i Annabel przyjąłeś inaczej… - Że jak?
- Co?
- Gówno, bałwanie… - Upss… Chyba się wkurzył… nie to mało powiedziane…
- Jak już Rada Cię stąd wygoni. Pokarzesz jej co ma robić, ale przedtem przeprosisz i co najważniejsze zaopiekujesz się nią… - Machnął ręką, gdy chciałem mu przerwać. – zaprzyjaźnisz z Sue, bo mają dużo wspólnego i będziesz pilnował, żeby nikt jej nie sprawił już przykrości. Masz być dla niej jak brat. Zrozumiano?!
- Tak Tato… - Powiedziałem z głową nisko opuszczoną i wzrokiem wbitym w podłogę. Czemu „Tato”? Bo się tak czasami się tak zachowuje.
- Grzeczny chłopak. Choć no tu. Teraz przyjemniejsza rzecz, chociaż jednak nie… - Po prostu się do niego przytuliłem.
- Pa Stary, będzie mi Ciebie brakować… - Powiedziałem.
- Mi Ciebie też. – Idzie już, bo się zaraz rozkleję!
- Zaopiekuj się Annabel…
- A Ty Lidią…
- Jasne… - Odpowiedzieliśmy równo.
Nie ma jak to kumple.

Annabel jeszcze raz się do mnie przytuliła i podeszła do Chrisa łapiąc go za rękę. Stanęli na wprost Rady. 
~o~
Nie rozumiem jednej rzeczy... Wchodzi Was tutaj dużo... bo nie powiem, że bardzo dużo, a są tylko dwa-trzy komentarze. Jak to jest?
Ja wiem, co sobie myślicie na taka notkę, bo samo często dużo takich czytam. Same / Sami piszecie i wiecie jak to jest gdy sprawdzacie pocztę. Myślicie: "Kolejny komentarz." A ja? Wchodzę i mówię: "Znowu nic." Jesteście tutaj, bo to widać, ale pokażcie to też innym. Zostawcie po sobie ślad...

poniedziałek, 1 września 2014

DZIEWIĘĆ

POWITANIE


* ANNABEL *

Musze powiedzieć, że latanie naprawdę dobrze mi wychodzi, ale nadal się tego boję.
Na naszym wypadzie do ulubionego miejsca dowiedzieliśmy się, że Niall przeczytał w tych swoich zapiskach o ty iż jestem w tym najlepsza ze wszystkich Aniołów. Czy temu wierzę?
Nie wiem. Niby one nigdy nie kłamią, ale jak na razie to nie jestem to ja.
            Niestety lub stety to już dziś. Dziś schodzimy na Ziemię. Jestem ciekawa jak tam jest.
No niby widzę ich zachowania i postępowania, ale nie mam pojęcia dlaczego tak robią i taką drogę życia obierają. Mam tylko nadzieję, że zdołam wypełnić powierzone mi zadanie. Jeszcze nie wiem co to będzie. Jak to będzie. Wszystkiego mamy się z Chrisem dowiedzieć dzisiaj.
Siedziałam na chmurze gdy koło mnie pojawił się Chris. Deja vu… czy co? Słońce zaczynało wschodzić.
- Już czas…
Oglądnęłam się za siebie, ale nigdzie nie widziałam przyjaciółki.
- Gdzie jest Sue?
- Nie idzie z nami, zastaje. W papierach pojawił się błąd. Jest od nas o pół roku starsza.
- Zaraz to ona powinna teraz być na dole.
- Tak, ale przegapiła swoją szansę, nie może już zejść na Ziemię. – Powiedział to drżącym głosem…
Wtuliła się w ciało brata i zaczęłam cicho nucić. Nawet nie wiem co to było, ale bardzo mi się podobało. Uśmiechnął się i pociągnął nosem.
- Nie płacz, przecież wrócimy tu jeszcze…
- Tak, wrócimy. Masz rację. Kurcze ale mazgaj jestem.
- To nie twoja wina. Pamiętaj, że jesteś Aniołem.
- Aniołem…
- No właśnie.
Siedzimy tak dalej żadne z nas się nie odezwało. Prawdopodobnie Chris tak jak ja przypomina sobie wszystkie dobre i złe chwile, które tu spędziliśmy. Jak znalazł nas Niall. Wyglądał wtedy na przybitego. Jak byliśmy wielokrotnie wzywani przez Radę. „No bo jak Bliźniaki to sprawiać kłopoty będą.”. Tak nam powiedzieli na pierwszym spotkaniu. Od tego momentu jak coś się źle działo to było na nas. Ale to nie prawda. Urodziny przyjaciół, nasze. Wszystkie imprezy, przyjęcia. Plotki i pogaduszki z Sue – szkoda mi jej. Wszystkie wspomnienia aż do dzisiaj. Kiedy razem z Chrisem wiemy co nas zaraz czeka.
Słońce jest już widoczne w całej okazałości, gdy Christopher podnosi się i pomaga mi wstać.
- Christopher, dlaczego nie ma Nialla?
- Nie wiem Mała. Może u coś wypadło.
- Nie możemy poczekać?
- Nie…

* NIALL *

Dlaczego właśnie dzisiaj?! Co ja im takiego zrobiłem?!
Dostałem list od Wielkiej Rady, że dzisiaj o wschodzie słońca do naszego grona przystąpi jakaś Lidia. Nawet nie wiem jak wygląda ta Lidia. Co ona będzie robić, że to nie może poczekać? Ja wiem co i jak, no ale bądźcie ludźmi moja dziewczyna schodzi na Ziemię, a ja się z nią nawet nie pożegnałem.
Dobra robotę czas zacząć. Zacząłem się rozglądać i zauważyłem drobną Anielicę o brązowych włosach. Nie powiem nawet ładna. Podfrunąłem bliżej.
- Cześć, jesteś Lidia? Prawda? – Nie jestem jeszcze w tym dobry. Początki zawsze mam najtrudniejsze. Zwłaszcza z Anielicami, bo z Aniołami to jeszcze jakiś temat jest.
- Tak, cześć. Ty jesteś?
- Nie przedstawiłem się? Jezu gdzie moje maniery… - Udawanie głupiego wychodzi mi chyba najłatwiej z tego wszystkiego. – Jestem Gwiazdą Polarną mów mi Niall.
- Miło mi cię poznać, Niall. Co to znaczy, że jesteś Gwiazdą Polarną?
- Mnie również jest miło, ale wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Nauczyłaś się już latać?
- Tak… chyba…
- Chyba to takie mocne słowo nie uważasz? – Uśmiechnąłem się do niej aby nabrał pewności siebie. Jest naprawdę nieśmiała. Tak jak Annabel…
- Uważam… - Odpowiedziała drżącym głosem.
- No to lećmy. – Wskazałem na kierunek, który obierzemy.
- Jasne, lecimy – Była bardzo niechętna jeżeli o to chodzi.
- Ej, Nowa co jest?
- Ja nie wiem czy da radę.
- Dasz… - Spojrzała na mnie oczami pełnymi nadziei.
- Mówisz?
- Ja to wiem. – Popatrzyła na mnie jakbym się z choinki urwał. – Choć lecimy. Rada na nas czeka…
            Lot nie trwał długo. Próbowałem jakoś ją zagadać. Mówiłem co i jak, gdzie się wszystko znajduje. Opowiadałem nawet o Aniołach, z którymi będzie miała styczność na co dzień.
Gdy dolecieliśmy otworzyłem wrota, bo ten kawał żelaza to w ogóle koło drzwi nie stał i zaprowadziłem nowo przybyłą do Archaniołów.
- Arcady, Marcuse, Raphaelu. – Przy każdym z członków Rady robiłem przerwę, aby skinąć głową na znak szacunku i powitania. – Oto nowo przybyła. Lidia.
- Lidio, to jest nasza Wielka Rada… - Miałem wrażenie, że chce uciec.
- Witaj Niallu, witaj Lidio. – Na znak, że przyjmuje powitanie kiwnąłem znowu głową. Lidii chyba nie wiedziała co odpowiedzieć, bo tylko zrobiła ukłon w stronę każdego z przedstawicieli.
- Lidio, jesteś pomocnicą Nialla – Gwiazdy Polarnej, będziesz mu pomagać i informować go o stanie wszystkich Łez-Gwiazd…
- Zaraz, że jak…? – O cholerka…. – Proszę o wybaczenie Arcady, ale, po co ona ma mi pomagać.
- Niallu, nadal nie nauczyłeś się szacunku wobec Rady… Lidia będzie Ci pomagać czy tego chcesz czy nie. – Gdy Rafael to powiedział, spojrzałem na Anielice. No bez jaj. Że ona ma pracować ze mną? Ech ta robota schodzi na psy.
- Wasza … Wielka Rado, czy ja mogę o coś spytać? – Lidia chyba nie wie jak się do nich odzywać
- Naturalnie… - pozwolił jej Marcus wcześniej łapiąc kontakt wzrokowy z towarzyszami.
- Co będzie należało do moich obowiązków? – Przynajmniej to już będę miał z głowy jak oni jej to wytłumaczą.
- Niall Ci powie… my też mamy swoje zajęcia i nie mamy na was czasu. Nasze Bliźniacze Anioły schodzą na Ziemię… - Arcady, chyba nie przyjmował tego do wiadomości.
- To znaczy, że nadal tu są? – Nie mogłem się powstrzymać.
- Tak, ale nie zobaczysz się z nimi, pokarzesz Lidii do będzie robić i jakie ma obowiązki… - Cholera… Nie wiedziałem, że potrafi on być taki ostry. Dlaczego?! Powiedźcie, dlaczego?!
- Jednak wolałbym się pożegnać z przyjaciółmi, jeżeli można oczywiście. – Nalegałem, bo przecież Ana to mi tego nigdy nie wybaczy.
- Jak bardzo Ci na tym zależy to proszę, ale ani chwili zwłoki później zajmujesz się pomocnicą. – Że jak? Kim? Nie rozumiałem polecenia Rafaela
- Przepraszam, ale nie rozumiem. Kim mam się zająć?
- No nowo przybyłą… - Ciągnął dalej.
- Ona ma imię! – Nie wytrzymałem. – Lidia! Ma na imię Lidia! – Wkurzyłem się, ale nie zdążyłem się poruszyć, bo uniemożliwił mi ich ochroniarz – Dimitry. W tym samym momencie do sali wszedł Christopher trzymający za rękę wystraszoną siostrę.
- Annabel… - Szepnąłem, a mój głos rozniósł się echem po całej komnacie.
- Niall… - zrobiła to samo tylko, że jeszcze ciszej. Wyrwała się bratu z objęć i wpadła w moje ramiona, a raczej wtuliła się we mnie, bo nadal miałem skrępowane ręce na plecach przez Dimitryego.
- Myślałam, że Cię już nie zobaczę. Czemu nie przyszedłeś o świcie? – Dopytywała się przytulona do mnie, a ja wtulałem głowę w jej włosy.
- Dostałem zadanie, nie mogłem, przepraszam. – Nie widziałem jak jej to wytłumaczyć…
~o~
I o to mi chodziło... przynajmniej w jednej kwestii. Dziękuję, że napisałyście - napisaliście co jest tutaj trochę nie tak.
Jeżeli chodzi o długość rozdziałów to z ich liczbą wzrośnie również treść, więc będą coraz dłuższe. Niall i Annabel? Hmm... No tu już będzie mały problem... : P