wtorek, 7 października 2014

CZTERNAŚCIE

ZAKWATEROWANIE

* CHRISTOPHER *

            Myślę, że bez Daniela byśmy sobie nie poradzili. Gdy Annabel usnęła, już się nie odzywaliśmy, aby jej nie obudzić. Nie szliśmy długo, aż doszliśmy do samochodu. Wsiedliśmy do niego jechaliśmy przez dłuższą chwilę. Dojechaliśmy na obrzeża Londynu. Nasz nowy dom był naprawdę piękny. Gdy dotarliśmy Daniel wyciągnął z tylnej kieszeni spodni klucz, którym otworzył drzwi mieszkania, a raczej willi. Znajdowała się, no jakby to opisać… blisko lasu, ale nie tego gdzie zlecieliśmy z nieba… Nie była jakoś specjalnie wyszukana, ale jak dla Aniołów znajdujących się od jakiś 20 min na Ziemi, zupełnie wystarczy, a nawet będzie za duża.
- Christopherze, zanieś ją na piętro, tam są sypialnie, połóż ją w jednej z nich i sam też idź spać. Wiele dziś przeszliście, ale to tylko początek. Dzisiaj wytłumaczę wam co i jak, a w poniedziałek pójdziecie do szkoły. – Okay, tylko…
- Co dzisiaj jest?
- Sobota, idź już spać… - Uśmiechnął się jak usłyszał pytanie.
- Dobranoc…
- Dobranoc… tylko wstańcie dzisiaj, bo musicie zwiedzić okolice, a co najważniejsze jako ludzie musicie pić i jeść. – jak na zawołanie z mojego żołądka dobiegły dziwne głosy.
- No właśnie… o tym mówię – Powiedział.
Nie ciągnąłem dalej tematu. Byłem zbyt zmęczony. Jak nigdy czułem się do bani. Czy to też przez to, że jestem człowiekiem?
Dosłownie upadłem na łóżko kolo siostry i zasnąłem w jednej chwili…. Mam taką nadzieję, że zasnąłem….

* DANIEL *

            Lubię ich. Przypominają mi mnie w młodości. Mam zamiar im pomóc i to jak najlepiej potrafię. Jeśli nie wykonają zadania, to albo będą uczyć młodsze pokolenia, albo tak jak ja zostaną przewodnikami.
            Zasnąłem, pamiętać wcześniej o zamknięciu drzwi frontowych. Właśnie kolejna rzecz, o której będę musiał powiedzieć Aniołkom… Mam nadzieję, że mogę ich tak nazwać…

* 10 GODZIN PÓŹNIEJ *

            Zerwałem się z łóżka, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Pójść ich obudzić? Może najpierw się wykopać? Nie… Najpierw zrobię śniadanie. Pójdę ich poszukać, bo nie wiem w jakich pokojach śpią, powiem co maja zrobić i pójdę się odświeżyć… Też źle… dam im pospać. Nie będę zgredem.
Poszedłem się umyć, po skończonej porannej toalecie, zacząłem ich szukać. Długo to nie potrwało. Spali u mnie… jak to możliwe, że ich wcześniej nie zauważyłem? Co prawda spałem na kanapie, ale przecież… w jakim pokoju ja brałem prysznic?! No mniejsza…
- Christopher… obudź się. Ej, stary byku. No już…! – Jego to coś rusza w ogóle?!
- Annabel.. – Budząc ją o mało co zawału nie dostałem, a ona powinna tak mieć…
- Jezu, kobieto…!
- Miło, że zauważyłeś… - Powiedziała sennie i przetarła oczy.
Już ją lubię.
- Umiesz obudzić swojego brata? – Chciałem się upewnić. – Bo ja próbowałem już wszystkiego. - Co prawda, to prawda wody nie, ale ona jeszcze nie zna tych sposobów.
- Umiem… - Wtuliła się w brata tak samo ja wcześniej, a on do niej.
No co za ludzie…
- Ej, ale wstawać…
- A co ja niby robię?! – Annabel popatrzyła na mnie jak na idiotę…
- No…śpisz? – Nie wiedziałem o co jej chodzi.
- Nie… Usiądź i oglądaj… bo to Ci się jeszcze przyda. – Zrobiłem ja powiedziała i zacząłem ich oglądać. Troszkę się niezręcznie czuję.
- Christopher… - Powiedziała szeptem i zaczęła m muskać klatę. – Wstawaj… - Chłopak mruknął coś niewyraźnie i ziewnął. – Christopher… - Nie dawała za wygraną i cały czas muskała mu klatkę, a raczej pierś, będąc wtulona chłopaka.
- Co jest Kochanie? – Kochanie?! Czy ja o czymś nie wiem? Ale to rodzeństwo!
- Pora wstawać… - Nadal szeptała Annabel.
- No już, już. – Otworzył oczy i od razu zerwał się na równe nogi jak mnie zobaczył. – Czy wy musicie się nade mną znęcać?!
- Jakbyś wstał, gdy Cię budziłem to byśmy tego nie robili. – Chyba nie miał zamiaru mnie słuchać, bo położył się z powrotem na łóżku i przyciągnął do siebie Annabel.
- Budziłeś mnie? Coś słabo Ci poszło…
- No co ty nie powiesz? – Bawi mnie ten dzieciak…
- Możemy jeszcze pospać? – Spytała niepewnie Annabel.
- Chciałbym wam na to pozwolić, ale nie. Mam parę spraw, które muszę z wami uzgodnić. Pytanie. Najpierw mycie czy śniadanie? – Jak na zawołanie zaburczało im w brzuchach.
- Śniadanie? – Odpowiedzieli pół na pół pytaniem i oznajmieniem, a na ich twarzach pojawił się uśmiech. Zeszliśmy na dół, usiedli przy stole, a ja zacząłem robić śniadanie mówiąc:
- To tak, nie wiem czy Rada was poinformowała, ale nie będziecie tutaj sami. Na Ziemi nie jesteście jeszcze pełnoletni, więc jak pójdziecie do szkoły ktoś musi wam podpisywać papiery. Ma być to osoba pełnoletnia… - Wskazałem na siebie. -… i najlepiej rodzina, a jeżeli nie to prawny opiekun… - Tu również powtórzyłem czynność. – Tu na Ziemi jestem waszym … Wolicie ojca czy prawnego opiekuna? – Zapytałem, bo ja nie miałem wyboru, a chciałem go mieć.
- Prawnym opiekunem. – Odpowiedzieli równo.
- W porządku. Czyli jestem waszym opiekunem prawnym. Wasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a ja jestem dalekim kuzynem siostry ojca waszego dziadka od strony matki. Łapiecie?
- Ychym… - Powiedzieli niepewnie..
- Mamy takie samo nazwisko, ja za was odpowiadam, daje kesz i tak dalej.
- Aaa… - Chyba znaczne literować
- No to fajnie. – Postawiłem przed nimi śniadanie i wyjąłem z szafki potrzebne rzeczy. – Tu macie wasze papiery, czyli legitymacje szkolne. Nie patrzcie tak na mnie, Rada takie zdjęcia przysłała.
– Nie chodzi nam o zdjęcia, ale o to skąd ty te dokumenty wytrząsnąłeś? – Christopher poprawił moja pomyłkę.
- A, pracuje w tej szkole, do której uczęszczacie, Jestem profesorem… - Kurcze… czego ja tam miałem uczyć?
- Profesorem czego? – Dopytywała się Annabel.
- Widzicie ja nie uczę tylko jednego przedmiotu. Nauczam biologii, matematyki i jeszcze czegoś…
- A będziesz nas czegoś uczył? – Christopher nie dał mi dokończyć.
- Ta, matmy… - Gdy to powiedziałem uświadomiłem sobie, że mnie rozgryzł. Popatrzyłem na niego nie mogąc uwierzyć. – Dobry jesteś mały…- Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Dobra kolejna rzecz… Od razu mówię, że ten pokój, w którym spaliście jest mój, więc znajdźcie sobie inny. Najlepiej dwa no chyba, że chcecie spać razem… - Nie mieszam się do tego.
- Jasne. – Popatrzyli się na siebie i uśmiechnęli.
- Myślę, że nie będzie z tym problemu, ale musimy wybrać się na zakupy.
- Zakupy, po co? – Annabel chyba nie wiedziała do czego to służy.
- Ana, mówiłem Ci już, że Cię uwielbiam? – No nie mogłem się powstrzymać.
W jednej chwili zostałem przyciśnięty do lodówki, przez chłopaka.
- Uważaj na słowa! – Krzyknął i podniósł mnie do góry, tak że nie dotykałem nogami podłogi.
- Opanuj się Christopher, on mi nic nie zrobił. – Powiedziała Annabel podchodząc do nas i kładąc ręce na plecy chłopaka.
Bałem się, przyznaje się bez bicia. Ten chłopak jest nieprzewidywalny. Współczuję amantom Annabel.
- Christopher, puść. – Powiedziałem spokojnie.
Wkurzony chłopak opuścił nie na podłogę i wyprostował mi koszulę.
- Przepraszam… - Powiedział i wziął siostrę w ramiona. Usiadł z nią na jednym krześle i zaczął karmić. Jezu lepiej mu nie podpadać.
- Dobra wracając do lekcji organizacyjnej to pójdziecie się odświeżyć i pojedziemy po ubrania dla was odpowiadając na twoje pytanie Annabel. – Pokiwała głową na znak, że rozumie. – Mamy na nazwisko Johnson. Jak będziecie się gdzieś podpisywać to właśnie tym nazwiskiem. Czy to będzie sprawdzian, czy na regulaminie wycieczki, rozumiecie? Tak samo jak ja mówię do was po imieniu, tak nauczyciele będę mówić do was po nazwisku chociaż wątpię, żeby to w waszym przypadku poskutkowało. Jeżeli chodzi o buty to jakieś powinienem jeszcze mieć, ale tez będziemy musieli kupić. Teraz idźcie wybrać pokoje i się umyjcie ręczniki macie w łazienkach. – Popatrzyli na mnie jak na idiotę. No tak tyle niezrozumiałych słów w jednym zdaniu. Ale z ciebie palant. O nic nie pytali. Po prostu wyszli. 

3 komentarze: