ZAKWATEROWANIE
* CHRISTOPHER *
Myślę, że bez Daniela byśmy sobie nie poradzili. Gdy
Annabel usnęła, już się nie odzywaliśmy, aby jej nie obudzić. Nie szliśmy
długo, aż doszliśmy do samochodu. Wsiedliśmy do niego jechaliśmy przez dłuższą
chwilę. Dojechaliśmy na obrzeża Londynu. Nasz nowy dom był naprawdę piękny. Gdy
dotarliśmy Daniel wyciągnął z tylnej kieszeni spodni klucz, którym otworzył
drzwi mieszkania, a raczej willi. Znajdowała się, no jakby to opisać… blisko
lasu, ale nie tego gdzie zlecieliśmy z nieba… Nie była jakoś specjalnie
wyszukana, ale jak dla Aniołów znajdujących się od jakiś 20 min na Ziemi,
zupełnie wystarczy, a nawet będzie za duża.
- Christopherze, zanieś ją na piętro, tam są sypialnie,
połóż ją w jednej z nich i sam też idź spać. Wiele dziś przeszliście, ale to
tylko początek. Dzisiaj wytłumaczę wam co i jak, a w poniedziałek pójdziecie do
szkoły. – Okay, tylko…
- Co dzisiaj jest?
- Sobota, idź już spać… - Uśmiechnął się jak usłyszał
pytanie.
- Dobranoc…
- Dobranoc… tylko wstańcie dzisiaj, bo musicie zwiedzić
okolice, a co najważniejsze jako ludzie musicie pić i jeść. – jak na zawołanie
z mojego żołądka dobiegły dziwne głosy.
- No właśnie… o tym mówię – Powiedział.
Nie ciągnąłem dalej tematu. Byłem zbyt zmęczony. Jak nigdy
czułem się do bani. Czy to też przez to, że jestem człowiekiem?
Dosłownie upadłem na łóżko kolo siostry i zasnąłem w jednej
chwili…. Mam taką nadzieję, że zasnąłem….
* DANIEL *
Zasnąłem, pamiętać wcześniej o zamknięciu drzwi frontowych.
Właśnie kolejna rzecz, o której będę musiał powiedzieć Aniołkom… Mam nadzieję,
że mogę ich tak nazwać…
* 10 GODZIN
PÓŹNIEJ *
Zerwałem
się z łóżka, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Pójść ich obudzić? Może najpierw
się wykopać? Nie… Najpierw zrobię śniadanie. Pójdę ich poszukać, bo nie wiem w
jakich pokojach śpią, powiem co maja zrobić i pójdę się odświeżyć… Też źle… dam
im pospać. Nie będę zgredem.
Poszedłem się umyć, po skończonej porannej toalecie,
zacząłem ich szukać. Długo to nie potrwało. Spali u mnie… jak to możliwe, że
ich wcześniej nie zauważyłem? Co prawda spałem na kanapie, ale przecież… w
jakim pokoju ja brałem prysznic?! No mniejsza…
- Christopher… obudź się. Ej, stary byku. No już…! – Jego to
coś rusza w ogóle?!
- Annabel.. – Budząc ją o mało co zawału nie dostałem, a ona
powinna tak mieć…
- Jezu, kobieto…!
- Miło, że zauważyłeś… - Powiedziała sennie i przetarła
oczy.
Już ją lubię.
- Umiesz obudzić swojego brata? – Chciałem się upewnić. – Bo
ja próbowałem już wszystkiego. - Co prawda, to prawda wody nie, ale ona jeszcze
nie zna tych sposobów.
- Umiem… - Wtuliła się w brata tak samo ja wcześniej, a on do
niej.
No co za ludzie…
- Ej, ale wstawać…
- A co ja niby robię?! – Annabel popatrzyła na mnie jak na
idiotę…
- No…śpisz? – Nie wiedziałem o co jej chodzi.
- Nie… Usiądź i oglądaj… bo to Ci się jeszcze przyda. –
Zrobiłem ja powiedziała i zacząłem ich oglądać. Troszkę się niezręcznie czuję.
- Christopher… - Powiedziała szeptem i zaczęła m muskać
klatę. – Wstawaj… - Chłopak mruknął coś niewyraźnie i ziewnął. – Christopher… -
Nie dawała za wygraną i cały czas muskała mu klatkę, a raczej pierś, będąc
wtulona chłopaka.
- Co jest Kochanie? – Kochanie?! Czy ja o czymś nie wiem? Ale
to rodzeństwo!
- Pora wstawać… - Nadal szeptała Annabel.
- No już, już. – Otworzył oczy i od razu zerwał się na równe
nogi jak mnie zobaczył. – Czy wy musicie się nade mną znęcać?!
- Jakbyś wstał, gdy Cię budziłem to byśmy tego nie robili. –
Chyba nie miał zamiaru mnie słuchać, bo położył się z powrotem na łóżku i
przyciągnął do siebie Annabel.
- Budziłeś mnie? Coś słabo Ci poszło…
- No co ty nie powiesz? – Bawi mnie ten dzieciak…
- Możemy jeszcze pospać? – Spytała niepewnie Annabel.
- Chciałbym wam na to pozwolić, ale nie. Mam parę spraw,
które muszę z wami uzgodnić. Pytanie. Najpierw mycie czy śniadanie? – Jak na
zawołanie zaburczało im w brzuchach.
- Śniadanie? – Odpowiedzieli pół na pół pytaniem i
oznajmieniem, a na ich twarzach pojawił się uśmiech. Zeszliśmy na dół, usiedli
przy stole, a ja zacząłem robić śniadanie mówiąc:
- To tak, nie wiem czy Rada was poinformowała, ale nie
będziecie tutaj sami. Na Ziemi nie jesteście jeszcze pełnoletni, więc jak
pójdziecie do szkoły ktoś musi wam podpisywać papiery. Ma być to osoba
pełnoletnia… - Wskazałem na siebie. -… i najlepiej rodzina, a jeżeli nie to
prawny opiekun… - Tu również powtórzyłem czynność. – Tu na Ziemi jestem waszym
… Wolicie ojca czy prawnego opiekuna? – Zapytałem, bo ja nie miałem wyboru, a
chciałem go mieć.
- Prawnym opiekunem. – Odpowiedzieli równo.
- W porządku. Czyli jestem waszym opiekunem prawnym. Wasi
rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a ja jestem dalekim kuzynem siostry
ojca waszego dziadka od strony matki. Łapiecie?
- Ychym… - Powiedzieli niepewnie..
- Mamy takie samo nazwisko, ja za was odpowiadam, daje kesz
i tak dalej.
- Aaa… - Chyba znaczne literować
- No to fajnie. – Postawiłem przed nimi śniadanie i wyjąłem
z szafki potrzebne rzeczy. – Tu macie wasze papiery, czyli legitymacje szkolne.
Nie patrzcie tak na mnie, Rada takie zdjęcia przysłała.
– Nie chodzi nam o zdjęcia, ale o to skąd ty te dokumenty
wytrząsnąłeś? – Christopher poprawił moja pomyłkę.
- A, pracuje w tej szkole, do której uczęszczacie, Jestem
profesorem… - Kurcze… czego ja tam miałem uczyć?
- Profesorem czego? – Dopytywała się Annabel.
- Widzicie ja nie uczę tylko jednego przedmiotu. Nauczam
biologii, matematyki i jeszcze czegoś…
- A będziesz nas czegoś uczył? – Christopher nie dał mi
dokończyć.
- Ta, matmy… - Gdy to powiedziałem uświadomiłem sobie, że
mnie rozgryzł. Popatrzyłem na niego nie mogąc uwierzyć. – Dobry jesteś mały…-
Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Dobra kolejna rzecz… Od razu mówię, że ten pokój, w którym
spaliście jest mój, więc znajdźcie sobie inny. Najlepiej dwa no chyba, że
chcecie spać razem… - Nie mieszam się do tego.
- Jasne. – Popatrzyli się na siebie i uśmiechnęli.
- Myślę, że nie będzie z tym problemu, ale musimy wybrać się
na zakupy.
- Zakupy, po co? – Annabel chyba nie wiedziała do czego to
służy.
- Ana, mówiłem Ci już, że Cię uwielbiam? – No nie mogłem się
powstrzymać.
W jednej chwili zostałem przyciśnięty do lodówki, przez
chłopaka.
- Uważaj na słowa! – Krzyknął i podniósł mnie do góry, tak
że nie dotykałem nogami podłogi.
- Opanuj się Christopher, on mi nic nie zrobił. –
Powiedziała Annabel podchodząc do nas i kładąc ręce na plecy chłopaka.
Bałem się, przyznaje się bez bicia. Ten chłopak jest nieprzewidywalny.
Współczuję amantom Annabel.
- Christopher, puść. – Powiedziałem spokojnie.
Wkurzony chłopak opuścił nie na podłogę i wyprostował mi
koszulę.
- Przepraszam… - Powiedział i wziął siostrę w ramiona.
Usiadł z nią na jednym krześle i zaczął karmić. Jezu lepiej mu nie podpadać.
- Dobra wracając do lekcji organizacyjnej to pójdziecie się
odświeżyć i pojedziemy po ubrania dla was odpowiadając na twoje pytanie
Annabel. – Pokiwała głową na znak, że rozumie. – Mamy na nazwisko Johnson. Jak
będziecie się gdzieś podpisywać to właśnie tym nazwiskiem. Czy to będzie
sprawdzian, czy na regulaminie wycieczki, rozumiecie? Tak samo jak ja mówię do
was po imieniu, tak nauczyciele będę mówić do was po nazwisku chociaż wątpię,
żeby to w waszym przypadku poskutkowało. Jeżeli chodzi o buty to jakieś
powinienem jeszcze mieć, ale tez będziemy musieli kupić. Teraz idźcie wybrać
pokoje i się umyjcie ręczniki macie w łazienkach. – Popatrzyli na mnie jak na
idiotę. No tak tyle niezrozumiałych słów w jednym zdaniu. Ale z ciebie palant.
O nic nie pytali. Po prostu wyszli.
nn! ♥
OdpowiedzUsuńBoski szybko nn..! :*
OdpowiedzUsuńOo powoli się rozkręca niech już idą do szkoły :)
OdpowiedzUsuńna-zawsze-twoj.blogspot.com