wtorek, 16 września 2014

JEDENAŚCIE

PRZEMIANA


* NIALL *

Mam się nią zająć? No dobra, myślę, że dużego kłopotu nie sprawi. Co prawda, to prawda nasz wygląd się nie zmienia, ale myślenie i w ogóle umysł tak. Dorastamy w takim samym czasie jak ludzie, ale mamy dwa razy więcej wiedzy.
Tak.
Też chodzimy do szkoły.
Też mamy matmę, biologie, fizykę i te sprawy.
Tez mamy nauczycieli, którzy nas uczą.
Ale… Są też tacy, których nazywamy specjalistami od człowieka.
Uczą nas jak zachowują się ludzie. Jakie maja sprzęty, zwyczaje, święta, związki między sobą. Uczą nas tego, żeby nie było takich przypadków jak… No wiecie… Ech… Anioł schodzi na Ziemię i… nie wie jak ma się zachować, mówić, chodzić, ubierać… no tu będzie problem… jeżeli chodzi o facetów, chociaż o kobiety również. Tam na dole nosi się koszule, lub bluzki. Dziewczyny noszą spodnie, znaczy większość z nich…
- Niallu… - Jak zwykle moje rozmyślania musiał mi ktoś przerwać.
- Tak… - Jeszcze nie wiedziałem kto jest tym kłosiem, więc wolę nie ryzykować mówiąc: „Czego?”, jak mam to w zwyczaju. Chociaż do przyjaciół nie używam tego tak często, no chyba, że mam zły humor.
- Pożegnałeś się już z Christopherem i Annabel, prawda?
- Tak, Raphaelu. – Nie wiedziałem o co mu chodzi.
- Więc możesz już wrócić do swoich obowiązków. – Arcady, chyba sobie ze mnie kpisz!
- Tak, to prawda. Arcady… Marcusie… Raphaelu… - Znów każde z imion otrzymało skinięcie głową. Lidia się ukłoniła.
Objąłem ją w pasie i zaprowadziłem do osobnej komnaty, gdzie wszystko wytłumaczyłem i jednocześnie nie mogłem pożegnać ostatecznie kumpli.
Kiedyś mi za to zapłacą…

* ANNABEL *

Gdy Niall wyszedł Rada zwróciła się do nas.
- Przejdziecie małą przemianę, po której już nie będziecie mieć skrzydeł, swoich ubrań i otrzymacie kolejne wskazówki, które pomogą wam w wykonaniu waszych zadań. – Oznajmił nam Marcus. – Co wolicie najpierw? Przemianę czy zadania? – Spytał Arcady.
Kurcze do wyboru do koloru. Normalnie brać i uciekać.
Popatrzyliśmy się z Chrisem na siebie i odpowiedzieliśmy jednoznaczne.
- Przeminę…
- A więc… Wasze skrzydła… Muszą być schowane, ale bardzo dobrze, bo inaczej śmiertelnicy dowiedzą się kim jesteście. Pierwsza zasada to: „Zakaz ujawniania się.”, chyba że sami nabiorą podejrzeń… Nadążacie? – Raphael nie czekał na nasza odpowiedz. – Dobrze. To do dzieła.
Wstali ze swych krzeseł i podeszli do nas. Otoczyli ze wszystkich stron i na każdym z nas położyli rękę. Coś było nie tak… Bolała mnie skóra otaczająca skrzydła.
- Wasze skrzydła, zmniejszą się i wejdą w was. Będziecie dla nich azylem, więc dbajcie o swoje ciało śmiertelne, bo drugiej szansy nie będzie. – Gdy wypowiedzieli te słowa Arcady zaczął wydawać z siebie niewyraźny mamrot. Potem dołączył do niego Marcus i Raphael. Złapaliśmy się z Chrisem za ręce i zamknęliśmy oczy. Czułam nieznośny ból na plecach, ale był ona nie do zniesienia w porównaniu do pieczenia i swędzenia skrzydeł. Były coraz mniejsze i bardziej delikatne. Wchodziły do blizny, z której wyrosły, a na plecach pojawiał się tatuaż przedstawiający skrzydła. Gdy zniknęły one całkowicie czułam ból na bliznach, zasklepiały się, ale nie do końca. Pomiędzy nimi była szrama, mniej więcej taka jak się przebije ucho, tylko, że dużo większa i podłużna. Bolało i to bardzo. Zdjęli swoje ręce z naszych ciał i wręczyli ubrania. Kazali iść się przebrać. Zaprowadzili nas do innej komnaty. Było to dziwne uczucie nie mieć skrzydeł. Zazwyczaj byłam przyzwyczajona, że jak idę to zajmuje jeszcze co najmniej pól metra za sobą, a teraz nic. Kurcze dopiero co nauczyłam się latać.
Przebrałam się i przejrzałam w lustrze. Piekły mnie plecy i to strasznie. Gdy spojrzałam w odbijającą taflę to się przestraszyłam. Panie, jak ja wyglądam! Przede mną stała dziewczyna w czarnej, obcisłej koszuli i takich samych spodniach. Kto to widział?! Spodnie, też mi coś. Ciekawe jak Chris pogodzi się z koszulami?
Wyszłam z przebieralni i moim oczom ukazał się brat. Ja cię kręcę! Nie no, ale mam brata. Normalnie ciacho, że wow. Prawdopodobnie moje usta przypominały wielką literę O, ale co ja poradzę. Jestem tylko kobietą. Christopher był tak samo ubrany jak ja, tyle że mu jest z tym do twarzy. Zobaczył mnie.
- Fi-fu-fiiu… Mała… No teraz to oddajesz swój charakterek.
- Nie wkurzaj mnie. Wyglądam…. No sam popatrz. Wyglądam…
- …Seksy – Dokończył za mnie, ale nie koniecznie w tym kierunku myślałam.
- Seksy…? Seksy to Ty wyglądasz, a nie ja.
- Dobra, dobra. Oboje wiemy, ze ty tu jesteś laską…
- Miło, że zauważyłeś… Zawsze w Ciebie wierzyłam, ale mogłeś się troszeczkę wcześniej domyślić. Naprawdę potrzebowałeś na to siedemnaście lat? – Jak ja lubię go wkurzać.
Przyciągnął mnie do siebie i wyszeptał bardzo cicho.
- Nie drocz się ze mną… - Ugryzł mnie w ucho.
- Ej, nie jestem Sue…
- To prawda, … ale wprawiam się na przyszłość…

Że jak?!

4 komentarze:

  1. Hejka :D
    Rozdział super tylko... nie zrozumiałam ostatniej sceny XD byłoby fajnie gdyby ktoś kumaty mi to wytłumaczył, bo jestem dziś nieogarnięta xd
    Niki

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś/eś nominowana do Liebster Awards. Więcej informacji znajdziesz tutaj: my-illusion-impossible-you-and-i-1d. blogspot. Gratulacje! :)

    OdpowiedzUsuń