sobota, 12 lipca 2014

DWA



NARODZINY



- 17 lat później –
                       
* ANNABEL *

            Zamykam oczy.
Staram się odnaleźć swój wewnętrzny spokój. Wiem, że gdzieś tam jest – tylko jeszcze nie wiem gdzie.
Nie mam pojęcia jak inni to robią, ale po odliczeniu do dziesięciu są spokojni jakby właśnie minione wydarzenie kompletnie nie miało miejsca, o ile w ogóle miało. Yyy… ma to sens? Nie. Tak wiem o tym. Właśnie tak się zachowuje gdy się boję lub jestem zdenerwowana, ale częściej to pierwsze. To jedna z moich wielu wad. Jestem tchórzem i to strasznym.
Wokoło siebie czuję delikatny szum wiatru, który porusza moimi piórami na skrzydłach. Chmura, którą obecnie okupuję jest biała jak… yyy, no nie mam porównania. Praktycznie wszystko w otaczającym mnie miejscu ma kolor biały. To czarami jest dołujące.
Oglądam jak każdego ranka wschodzące słońce. Kto inny pomyślałby: „Ta dziewczyna ma już całkiem nie po kolei w głowie. Nie dość, że się wszystkiego boi to jeszcze wstaje w środku nocy i czeka, aż dogoni ją czas” . No cóż  właśnie taka jestem. Wstaję gdy już zaczyna świtać i zasypiam zaraz po zachodzie słońca. Tak jest od prawie siedemnastu lat. Prawie to takie mocne słowo nie sądzicie? Tak czy inaczej to słowo będzie mnie prześladować jeszcze przez trzy dni. Mordęga. Nie wytrzymam tyle.
Przyjaciele dziwią mi się, ze nie nudzę się tak tylko rozmyślając. Wręcz przeciwnie… nigdy tak nie mam. Zawsze są sprawy, które wymagają głębszego zastanowienia. W tym wypadku myślę jak to będzie za te całe trzy dni. Zgodnie z ustanowieniem Wielkiej Rady parenaście tysięcy lat temu, każdy Anioł gdy ukończy 17 lat musi spełnić powierzone mu zadanie. Dlatego się boję. Każdy kto nie wypełni zadania nie ma prawa wyboru jak chce żyć.
Zadania. Najczęściej dotyczą ludzi. Dlaczego? Nie mam białego pojęcia. Od dekady wieków Anioły uważane są za tak zwanych „Strażników Człowieka”. Może to się jednak zgadzać. Każdy z nas ma swojego człowieka… lub inaczej… każdy człowiek ma swojego Anioła. Też źle. No i mamy kolejną wadę, która brzmi… nikt mnie nie rozumie. No może z wyjątkiem mojego brata, on rozumie mnie bez słów.
Nagle ni z tond ni z zowąd pojawił się obok mnie. Ten to ma wyczucie czasu… lub po prostu wyczuwa kiedy go potrzebuję. Siada obok, rozpościera lewo skrzydło i przytula mnie nim do siebie. Taki nasz specjalny gest, którym przekazujemy swoją siłę. Dla innych to znaczy po prostu: „Wezmę Cię pod swoje skrzydła”. Dla nas to swego rodzaju intymny gest.
Tylko my tak robimy.
Tylko my jesteśmy tak blisko siebie.
Tylko my jesteśmy spokrewnieni.
Tylko my jesteśmy rodzeństwem.
Nikt więcej.
Tylko my.
Nazywają nas „Aniołami Bliźniaczymi”, ponieważ narodziliśmy się w tym samym czasie. Christopher i ja.
Siedzimy już dość długo w takiej pozycji. Często tak robimy. Od pierwszego dnia życia. Wynurzyliśmy się z bieli. Pierwsze co pamiętam to wschodzące słońce. Kolor nieba zbliżony do koloru rudej czerwieni – do koloru moich włosów. Byłam wtedy ja, słońce, chmura, na której się znajdowałam i mój brat, o którym istnieniu nie zdawałam sobie sprawy dopóki nie odnalazłam jego ciemnych oczu. Były takie no nie do opisania. Jednocześnie wesołe, przyjazne i groźne oraz niebezpieczne. Nawet teraz po setkach godzin wpatrywania się w nie, nie potrafię dobrać właściwych słów. Christopher jak na zawołanie popatrzył na mnie z góry i znów mogłam podziwiać jego przepiękne tęczówki. Niestety nie mam takich samych. Moje są zupełnie inne. Niektórzy uważają, że komuś nie powiem komu – tym gościom na górze – coś się pomyliło. Jestem jego kompletnym przeciwieństwem. W ogóle nie jesteśmy do siebie podobni.
Christopher – chłopak… źle… tak prawdę mówiąc nie wygląda na chłopaka w swoim wieku. Na pierwszy rzut oka wygląda na rosłego mężczyznę, ma bardzo – tak jak już mówiłam – piękne oczy. Są żywe, bije od nich radością i poczuciem humoru tak jak jego osobowość, ale nie ujawnia jej, zazwyczaj są takie czarne, że można się w nich przejrzeć… uch powiedziałam że ich się nie da opisać? Po prostu takie są, niesamowite, niespotykane. Jego włosy mają kolor czarny ze srebrzystym połyskiem. Pełne usta, ani jednej krzywej rysy na twarzy. Właściwie tylko one zdradzają prawdziwy wiek Chrisa pod warunkiem, że trzeba mu się przyglądnąć. Ma nienaturalnie prosty nos. Jemu jest z tym do twarzy, ale mi nie.
– Pytanie. Która normalna dziewczyn narzeka na prosty nos? Odpowiedz. Nie ma takiej. – Następna zaleta chłopaka to, to że jest umięśniony i silny. Kurka, czego chcieć więcej? Chłopak jest przystojny, silny, mądry, opiekuńczy, nigdy mnie nie zawiódł. No po prostu ideał mężczyzny.
            W przeciwieństwie do mnie.
Mam rude, kręcone włosy, taki sam jak Chris nos – jest to jedyna cecha, po której poznać można, że jesteśmy rodzeństwem – duże ciemno granatowe oczy i pełne usta. Długie ręce i nogi, szczupła sylwetka. Skrzydła to chyba jedyna rzecz, której mogą mi zazdrościć inni. Są duże, bardzo… a nawet jeszcze bardziej. Poniosło mnie… tak naprawdę to są dwa razy większe ode mnie! Już nie mówiąc o tym, że nawet ze skrzydłami jestem marną połową Christophera. Płochliwa, wieczne zamyślona i… nie chwaląc się - nieśmiała.
            Słońce zaczęło górować. Wiatr przybrał na sile, a moja sukienka delikatnie uniosła się na podmuchu powietrza. Sukienka… lubię ją. Może dlatego, że mam tylko jedną. Jest bez ramiączek, długa, oczywiście biała. Ma srebrne i złote ozdoby na dekolcie, ale to mi nie przeszkadza. Strój Chrisa jest troszkę bardziej ubogi. Klata… nic dodać, nic ująć… nie nosi koszuli. Tak szczerze to jej nie ma. Jego ubiór na co dzień składa się z białych, długich spodni. Wszyscy tak chodzą.
            Zerknęłam na brata. Przyglądał mi się. Nasze spojrzenia się spotkały, a wtedy ścisnął mnie bardziej skrzydłem i posłał jeden ze swoich zabójczych uśmiechów.

            * CHRISTOPHER *
                       
                        Odpowiedziała mi uśmiechem. Wygląda jeszcze piękniej, gdy to robi. Tak mówię to zdrowy na umyśle.
            Słońce jest już wysoko, pewnie góruje. Nie znam się na tym. Ana jest od tego. Zamykam oczy staram się wsłuchać w szeleszczące pióra skrzydeł, ale nie wychodzi mi to. Jestem zdenerwowany i mam nadzieje, ze Ana tego nie wyczuje…
- Co się dzieje?
O kurka…
- Nic. Co ma się dziać?
Strąciła moje skrzydło ze swojego ramienia i usiadła „po turecku” przodem do mnie.
- Christopher, ty o czymś wiesz i nie chcesz mi powiedzieć. – Kurcze dobra jest.
- Yech, masz rację. Czy ty musisz mnie zawsze w takich sytuacjach rozkładać na łopatki?
- Nie zmieniaj tematu, tylko mów. Co jest?
Powiedzieć.
Nie powiedzieć.
Powiem.
A może to zły pomysł?
Podenerwuje się i przestanie.
A jeśli nie?
- Chris, ja czekam. Jak to powiesz poczujesz się lepiej.
Taa, a co z tobą?
- Chodzi o Rade…
            Nie kontynuowałem, nie trzeba było. Te trzy wyrazy mówiły same za siebie. Widziałem w jej oczach przerażenie, strach ból, nie do wiarę i wreszcie bezradność. Uśmiech znikł z jej twarzy. Mam kontynuować? Czy może jednak poczekać? Przyznaję się bez bicia, znam ją na wylot, ale jeśli chodzi o Wielką Radę to wszystkiego się mogę po mniej spodziewać…
- Chris?
- No?
- Kontynuuj… - ale nie tego…
Że jak? Czy ona właśnie powiedziała, żebym mówił dalej?
- Chcą nas widzieć. Dostałem szczegóły z informacją co mamy robić za dwa dni.
Cisza. Ana spuściła wzrok. Zamknęła oczy.
- Jak to będzie?
- Co?
- Co mamy robić za dwa dni?
- Wstajemy bladym światem. Żegnamy się z przyjaciółmi…
- Co tam gołąbeczki?
O wilku mowa.
Ana podniosła wzrok na naszego kumpla – Nialla. Blondyn o niebieskich oczach wpycha się między mnie, a Ane i zaczyna swój monolog.
- Czy wy macie pojęcie ile was już szukam? Sprawdzałem każdą chmurkę. Dosłownie każdego pytałem, gdzie jesteście. Wiecie jak się martwiałem. Latałem i latałem… no nie mogłem was znaleźć. Z dziesięć razy tędy przelatywałem nie zauważyłem , że tu jesteście. No chyba, że nie siedzieliście? Nie, tą opcję wykluczam. Nie przegapiłbym tej rudej kupy – z przewagą rudej – włosów. Gdzieście byli? Coście robili? Czy może mi ktoś odpowiedzieć?! Nosz zaraz mnie piorun trześnie! Dlaczego Nikt mi nie odpowiada? Ej, Ruda?! Nowa fryzura?...
Cały Niall. Jak mu ktoś gębę otworzy to później jej nie zamknie. Trzeba po prostu poczekać, aż w końcu nie będzie miał o czym nawijać i się zamknie. Co ja wygaduje?! Ta chwila nie nadejdzie. Zaraz… dlaczego jest cisza? Popatrzyłem na Nialla i zobaczyłem, że Ana napychała go „Ptasim Mleczkiem”.
- Ana, wspominałem już, że cię kocham?
- Tak braciszku, ale jak powiesz to jeszcze raz to wiedz, że się nie obrażę.
- Może troszkę później teraz mamy osobę trzecią w naszym towarzystwie. To jest troszkę, a raczej bardzo nie romantyczne. – Niall wywrócił oczami.
- No trudno będę musiała poczekać…
- Wracając do… - Ana wepchała mu kolejne ciastko do ust.
- Tak , wracając do twoich pytań to cały czas tu siedzieliśmy tylko miałem rozłożone skrzydło – wyciągnąłem je, żeby nie miał wątpliwości – i nie było nas widać.
- Niall, ja wcale nie zmieniłam fryzury, tylko upięłam włosy do góry.
No właśnie, już wiem co mi się nie zgadzało w jej wyglądzie.
- To nie zmienia faktu, że nie mogłem was znaleźć. A to przecież ja was znalazłem po narodzinach i zaprowadziłem do Rady.
Na to słowo Ana wzdrygnęła się.
- Ruda, co jest? Zimno Ci? Może…
- Nic mi nie jest Niall. Dzięki.
- Jak was szukałem to myślałem, że jesteście posągami. Słyszałem, że Oscar ma zamiar wykuć wam rzeźbę.
Oscar – nasz rzeźbiarz i w ogóle artysta. Jak coś wymyśli to koniec.
- Chris, trzeba mu powiedzieć, że szkoda zachodu za dwa dni nas tu nie będzie…
- Za późno Mała. Na juro będzie gotowa…

1 komentarz: