WYZNANIA
* NIALL *
Leciałem
nad chmurami niosąc śpiącą Annabel. Wiatr rozwiał jej włosy, a mokre od łez
kosmyki poprzyklejał do twarzy. Dziwne uczucie. Mkniesz pośród obłoków i ni
stąd, ni zowąd czujesz malutką dłoń przyciśniętą do swojej piersi. Bije od niej
ciepło. Fantastyczne uczucie. Spojrzałem na Małą. Nie spała, patrzyła się na
mnie swoimi dużymi zielonymi oczami.
- Uśmiechasz się… - Houston mamy problem…
- Już się wyspałaś?
- Tak… nie… nie wiem…
- Ha, Mała, zaraz będziemy na miejscu to się położysz i
porządnie wyśpisz, bo coś strasznie kręcisz.
- Co?... Nie! Nie chcę tam lecieć… Chcę do Chrisa…
- Nie puszcze Cię do niego póki nie będę miał pewności, że
jesteś bezpieczna.
- Dlaczego?
No weź jej teraz to tłumacz. Spojrzałem na nią znacząco, a
gdy dotarło do niej, że Chris musi teraz pobyć sam, zaczerwieniła się i wtuliła
w moje ramie.
- Wiesz, że też potrafię latać?
- Wiem…
- I jaki z tego wyciągasz wniosek?
- Że potrafić a umieć to dwie różne czynności.
Spochmurniała. Oj Niall, ale dałeś klapę. Do końca lotu już
się nie odzywała. Gdy tylko dotarliśmy, ułożyła się wygodnie na puchu.
- Przepraszam… - Szepnąłem.
Uśmiechnęła się i utuliła skrzydłami dając znak, że rozmowę
uważa za skończoną. Nie miałem zamiaru jej obrazić. Samo tak wyszło, zresztą
prawdę mówiąc wcale nie miałem zamiaru jej wypuszczać z objęć.
Położyłem
się na wznak. Hm, chyba właśnie znalazłem jedyną rzecz przy której
przeszkadzają mi moje skrzydła. Strasznie drapią gdy się na nich leży, a takie
się wydają wygodne. Rozłożyłem je poziomo na obłoku tak abym się zmieścił
między nimi. Patrzyłem w gwiazdy. Gdy by
nie to, że wiem jak powstają nazwałbym je nieskazitelnymi… ale nie mogę.
Gwiazdy to potoczna nazwa łez w postaci krysztalików.
Powstają tylko wtedy kiedy chcą.
Pojawiają się tylko wtedy kiedy chcą.
Pozostają gdzie chcą.
Ale nie stwarzają się kiedy chcą.
To już zależy od nas.
Od Aniołów.
Kiedy płaczemy nasze niewytarte
łzy wsiąkają w chmurę i jakimś magicznym sposobem znikają. Pojawiają się w
wyższych piętrach nieba nad Niebiosami. I zaczynają świecić gdy jego
właścicielowi znów jest przykro z powodu tej samej osoby, z tego samego
zdarzenia. Ale tylko człowieka – I dzięki za to Bogu, bo przy Annabel dawno bym
już stracił robotę. - Tak jest od tysięcy lat, a może i dłużej. No w końcu jest
ich tam miliony… nie wiem dokładnie muszę sprawdzić w zapiskach. Tak jest to
opisane. I tylko ja mam dostęp do tych danych. Jestem Gwiazdą Polarną. Panem
wszystkich Łez-Gwiazd.
Wiem również, z własnego
doświadczenia, że nie każda łza jest Łzą Smutku są też inne, a właściwie tylko
jeden rodzaj – Łza Śmiechu. Różnią się tym, że z nich nie powstają Gwiazdy lecz
Anioły. Tak samo jak pierwsze znikają w chmurze. Każda w innym czasie. No nie
każda. Były takie dwie. Zupełnie inne. Zniknęły dwie na raz. Nie wiadomo kto je
stworzył. Nie wiadomo kto je uronił. Do tych informacji nie mam dostępu. Wiem
tylko, że są to moi najlepsi kumple. Christopher i Annabel. Bliźniacze Anioły.
Powstałe z Bliźniaczych Łez. Pamiętam jakby to było wczoraj. Miałem 2 lata.
Zostałem wezwany przez Wielką Radę. Też się ich bałem, ale nie jak Ruda. Jako
młody i posłuszny Anioł stawiłem się przed Archaniołami z nadzieja, że nic
złego nie zrobiłem.
- Niallu, masz już dwa lata… - dziękuje, że mi to
uświadomiłeś Marcuse - … pora na to abyś poznał tajemnicę swego powstania.
- Zaraz… - kurcze – Proszę o wybaczenie, ale to chyba
pomyłka mam jak Marcuse powiedziałeś dwa lata, a nie siedemnaście…
- To nie jest żadna pomyłka. Jesteś wybranym. Jednym
Wybranym.
- Wybranym? Do czego? Dlaczego właśnie ja?
Wtedy pokazali mi zdjęcie Annabel. Skąd je mieli? Nie miałem
pojęcia. Zakochałem się. Powiedzieli, że dokładnie za tydzień wyruszę na
spotkanie jej. Ucieszyłem się. Byłem naprawdę szczęśliwy. Wtedy to się stało.
Maje skrzydła zaczęły promieniować blaskiem. Nie takim zwykłym. Nie można się
było na nie patrzeć, bo były tak jasne.
- Jesteś Gwiazdą Polarną, Panem wszystkich Łez-Gwiazd. Twoim
obowiązkiem jest pilnowanie ich narodzin, a także ich śmierci.- Najważniejszy z
Archaniołów – Arkady - posłaniec samego Boga wreszcie przemówił, dotąd cały
czas milczał.
Nie wiedziałem co miałem mu
odpowiedzieć, a tym bardziej co jest teraz moim obowiązkiem. Zaprowadzili mnie
do biblioteki gdzie miałem wszystkie wskazówki, ale nie potrafiłem się skupić.
Nie docierało do mnie kim jestem. Wiedziałem jedno – byłem zakochany.
Tydzień później gdy już wszystko
wiedziałem wyruszyłem na spotkanie Annabel, niestety nie doczytałem
przepowiedni i przegapiłem najważniejszą wiadomość. Kiedy ją znalazłem
siedziała opatulona skrzydłami przez Chrisa, było to dla mnie nie małe
zaskoczenie. Wtedy moje serce pękło. Chciałem z tam tond uciec ukryć się w
obłokach i nigdy nie wychodzić. Lecz niedane mi to było. W tej samej chwili gdy
myślałem o ucieczce Ana mnie zauważyła. Nie miałem wyjścia.
Dzisiaj cieszę się, że jest taka
spostrzegawcza. Mam wspaniałego kumpla i dziewczynę… znaczy nie… nie dziewczynę
tylko przyjaciółkę. Ona nie wie. Nie ma pojęcia, że się w niej podkochuje. Nikt
się nie domyślił i niech tak zostanie. Pierwsza dowie się o tym Annabel. I może
Chris, ale na pewno nie pozwolę, żeby była pierwszym tematem na plotki młodych
Anielic. Mam tylko nadzieję, że ona mnie zechce. Co prawda to prawda ja mam 19
ona 17 lat…
Poczułem jak coś zahaczyło moje
skrzydło. To Ana… Było jej zimno. Podniosłem się na łokciach, a ona wtedy w
jednym momencie przytuliła się do mnie.
- Ana, wszystko w porządku?
Nie dostałem odpowiedziano - spała. Znów poczułem to
niesamowite uczucie. Przytuliłem ją do siebie i objąłem nas oboje moimi
skrzydłami. Teraz mogę zasnąć, a raczej czuwać, bo wystarczy, żebym lekko się
do niej przytulił a mogę ją zabić.
Jest taka maleńka…
Moje skrzydła znów zaczęły promieniować blaskiem…
* CHRISTOPHER
*
Poczułem czyjeś dłonie muskające
moje skrzydła. Kurcze no, jest środek nocy, pełno gwiazd na niebie – swoją
droga ciekawe jak powstają – a komuś się zachciało mnie budzić!
- Zły człowieku odejdź stąd i przyjdź rano…
- Przyszłam się zapytać czemu nie śpisz u siebie i gdzie
jest Ana, ale jak rano to obudzę Cię z powrotem za 10 minut, bo już świta. –
Suzanne…
- Skąd wiedziałaś, że tu jestem?
- Prawdę mówiąc to miałam nadzieje spotkać tutaj Annabel, bo
zawsze o tej porze już nie śpi.
- Tak to prawda… Też znasz ją na wylot…
- Jakbyś powiedział inaczej już byś sfruwał na dół.
- Ej, ej, ej nie zapędzaj się tak. Po pierwsze to nie jestem
Annabel, że nie wiem do czego służą skrzydła. Po drugie jesteś jej najlepszą
przyjaciółką więc masz do tego prawo. I wreszcie po trzecie dlatego, że jesteś
również moją przyjaciółką pomożesz mi przeprosić Małą. Do wyboru do koloru,
nie?
Sue chyba nie wiedziała co powiedzieć, bo siedziała z
otwartą buzią i tylko co chwile mrugała powiekami.
- Po pierwsze, będziesz nią jak Ci zwiąże skrzydła. Po
drugie no chyba, bo innej nie ma. I wreszcie po trzecie… Coś Ty jej zrobił?!
Gdzie ona jest?! Dlaczego siedzisz tu z załamanymi skrzydłami i jej nie
szukasz?! … - No… to … mamy problem.
Chwyciłem brunetkę w tali i zatkałem usta. Przytuliłem ją
plecami do swojego torsu i na ucho powiedziałem jej prawie niedosłyszalnym
szeptem:
- Uspokój się… nie krzycz tak… i pomyśl jak mam z powrotem zdobyć
jej zaufanie.
Gwałtownie się od niej odsunąłem i zacząłem pogodnym głosem…
- Bo wiesz, nie mogę wpaść do Nialla, powiedzieć „Cześć
Stary” wziąć Ane na ręce i po prostu odfrunąć… Chociaż bardzo bym tak chciał
zrobić… Ona nie da mi się dotknąć…
- Co się tu wydarzyło? – Spytała drżącym głosem…
Sue - brunetka o lekko ciemnawej cerze i niebieskich oczach…
zawsze mogę się jej zwierzyć jest jak najlepsza przyjaciółka, której nigdy nie
powinienem mieć. To dobre dla dziewczyn… Co prawda to prawda cieszę się, że
pomaga Annabel znaleźć prawdziwą siebie. I to nie dlatego, że odkąd ją
zobaczyłem to się zakochałem… no dobra to jest drugi powód. Oczywiście jej tego
nie powiedziałem ale Niall o tym wie… jako jedyny. Dziwne prawda? Nawet nie
powiedziałem o tym własnej siostrze, a kumplowi tak…
- Martina… to się wydarzyło. – Spojrzałem na dziewczynę i
widziałem, że nie tylko dla mnie i Rudej jest ona nieznośna… co ja wygaduje…
jest wrogiem.
- Ale to nie jest główny powód sprawiający największy
problem? – Czy ona zawsze musi wszystko wiedzieć?
Poczułem się jak mały chłopczyk w przedszkolu, który nie
chce się przyznać do swojej winy. Spojrzałem na Anielice błagalny wzrokiem i
usiadłem na obłoku. Dotknęła moich ramion, a mnie przeszły dreszcze. Ona nawet
nie zdaje sobie sprawy jak na mnie działa.
Opowiedziałem jej o tym c się wydarzyło dzisiejszego
południa, a ona spijała każde słowo z moich ust. Jak skończyłem była
zdezorientowana. Dziwne to było, a raczej nie podobne do niej. Zawsze
uśmiechnięta i pomocna, ale nigdy taka jak teraz.
- Co masz zamiar teraz zrobić?
- Liczyłem, że Ty mi coś poradzisz… - Roześmiała się. Lubię
gdy to robi.
- Najważniejsze to, to żebyś jej nie wystraszył lub nie
uraził podczas przeprosin…
- Ychm, to wiem… coś jeszcze?- Spojrzała na mnie wzrokiem
niosącym śmierć…
- No nie pacz tak na mnie.
- Będę, jeżeli sam zaraz czegoś nie wymyślisz.
- Myślałem, ale wszystkie sposoby nie wypalą, bo…- Urwałem.
- Bo…? – Kazała mi kontynuować.
- Bo się mnie boi, straciła moje zaufanie, nie pozwoli mi
się dotknąć…
- To Ty musisz sprawić, żeby tak nie było…
- Już wiem…
Poderwałem się z miejsca ciągnąć za rękę Sue. Leciałem tak
szybko, że nie była w stanie mnie dogonić. Wziąłem ja przed siebie i tak samo
ja wcześniej przytuliłem plecami do mojej piersi.
- Kocham Cię… - Szepnąłem.
Odwróciła się gwałtownie z przerażenie wymalowanym na
twarzy.
- Za co?
- Za to, że jesteś i mi pomagasz…
- Nic takiego nie zrobiłam.
- Tak Ci się tylko wdaje – powiedziałem Cicho i jak najdelikatniej
musnąłem jej usta lecąc przez obłoki…
Oj dziś przeczytałam wszystkie rozdział. Podoba mi się. Bardzo lubię takie opowiadania. Nieprawdopodobne. Pisz szybko kolejny :)
OdpowiedzUsuń+ dodaję się do obserwatorów i zapraszam
Usuńna-zawsze-twoj.blogspot.com